Amerykanie mają chyba dość twardych negocjacji z polskim rządem. Inaczej trudno wyjaśnić słowa Stephena Mulla, który z ramienia Stanów Zjednoczonych prowadzi z Polską rozmowy w sprawie tarczy antyrakietowej.

Reklama

Do tej pory Mull zachowywał dyplomatyczną wstrzemięźliwość, ale teraz powiedział: "Oni (Polacy) mają wielkie marzenia, jeśli chodzi to czego chcą". Polska strona te słowa można odebrać jako ostrzeżenie i ponaglenie.

Prezydent George Bush i Republikanie chcą tarczy, ale Demokraci mają wątpliwości, co do sensu jej budowy i kosztów. Już obcięli, w Izbie Reprezentantów Kongresu, wydatki na instalację tarczy o połowę, czyli o 373 miliony dolarów. Te pieniądze miały trafić do Polski i Czech.

Co prawda Demokraci obiecali, że przywrócą fundusze, jeśli tylko Polska i Czechy podpiszą umowę o budowie tarczy instalacji, jednak, dopóki nie będzie dokumentów, nie będzie też pieniędzy.

Reuter przypomina, że Polska stara się postawić twarde warunki, od których uzależnia zgodę na rozmieszczenie na swoim terytorium 10 amerykańskich wyrzutni rakiet przechwytujących. Jednym z tych warunków jest wydanie przez Stany Zjednoczone dużej sumy pieniędzy na unowocześnienie polskiej obrony powietrznej.

Mull poinformował, że przedstawiciele amerykańskich władz wojskowych przedstawili w tym tygodniu stronie polskiej kilka możliwych rozwiązań, jeśli chodzi o unowocześnienie systemu obrony i zasugerowali, by Polacy "dokonali realistycznej oceny" swych celów, jesli chodzi o planowanie militarne oraz ilości pieniędzy, jakie mogą zainwestować na obronę.