Sytuację przed Szpitalem Bielańskim - który należy do M.St.Warszawy - sprawdziliśmy w poniedziałek rano.
O godz. 5.30 przed wejściem H czeka kilka osób, choć przyjęcia zaczynają się o 7.30. Jedna z oczekujących kobiet przyjechała spod Płocka. - Na początku ubiegłego tygodnia zrobiłam badania USG i lekarz mi powiedział, że wynik będzie w czwartek, ale przez kilka dni nie mogłam się dodzwonić, żeby zapisać się na wizytę do chirurga naczyniowego. Postanowiłam, więc, że przyjadę, bo inaczej mogę się nie doczekać na przyjęcie – mówi starsza, siwowłosa kobieta. - Ja dzwoniłam trzy dni, w końcu postanowiłam przyjść tu z samego rana. Muszę zrobić badania krwi i zapisać się do lekarza – wtóruje jej inna starsza kobieta.
Z biegiem czasu przed budynkiem gromadzi się więcej osób. 76-letni mieszkaniec Żoliborza przyszedł na umówioną wizytę ok. godz. 7. - Jeszcze przed tą epidemią lekarz wyznaczył mi termin operacji na maj. Wcześniej miałem operowanego tętniaka, a teraz zrobiła mi się przepuklina. Myślałem, że w związku z koronawirusem przesuną mi operację na później. Zdziwiłem się, kiedy się dowiedziałem, że zabieg będzie w terminie – relacjonuje.
Przed wejściem do przychodni specjalistycznych jest już ponad 20 osób. Dla czekających przygotowane są jedynie trzy ławki. Po 7.30 otwierają się drzwi i z budynku wychodzi dwoje osób w fartuchach, maskach chirurgicznych i rękawiczkach ochronnych. Mężczyzna zarządza, że pacjenci mają się ustawić w kolejkach: jednej do badań krwi, drugiej - do przychodni specjalistycznych, trzeciej - dla osób, które chcą się zapisać do lekarzy specjalistów. Ma być też oddzielna kolejka dla kobiet w ciąży, rodziców z dziećmi oraz osób z niepełnosprawnościami.
W tym samym czasie kobieta w zielonym fartuchu rozdaje do wypełnianie druki ankiety. Pacjenci mają odpowiedzieć ma pytania, o to czy mieli w ostatnich dniach gorączkę, kaszel, problemy z oddychaniem; czy mieli kontakt z osobą zarażoną koronawirusem; czy byli za granicą, przebywali na targu egzotycznych zwierząt.
Osobom, które przyszły zapisać się po raz pierwszy na wizytę do przychodni specjalistycznej, rozdawane są druki, na których mają wpisać, do jakiego lekarza mają skierowanie, datę skierowania oraz numer telefonu. - W ciągu dwóch dni poinformujemy panią telefonicznie o terminie wizyty – zapewnia kobieta z zielonym fartuchu pacjentkę, która przyjechała spod Płocka. Taka sama procedura przewidziana jest również dla innych osób.
Pracownik szpitala, który stoi u wejścia nawołuje pacjentów, którzy są zapisani na wizytę w poradni specjalistycznej. Podaje godzinę wizyty i zaprasza po kilka osób do wejścia. W przedsionku stoi żołnierz z termometrem elektronicznym i każdemu wchodzącemu mierzy temperaturę. Przy drzwiach zawieszona jest kartka z informacją, że pacjent lub osoba towarzysząca, która ma gorączkę, nie zostanie wpuszczona do szpitala.
Ludzie powoli wchodzą do szpitala, a tymczasem kolejka przed budynkiem robi się coraz dłuższa. Wciąż przyjeżdżają nowi, większość dużo wcześniej, niż ma zaplanowaną wizytę. O sposobie postępowania informuje ich kobieta w zielonym fartuchu. - Przyjechałam z tatą w sprawie rozrusznika serca – wyjaśnia pani w wieku ok. 40 lat. Do wizyty mają jeszcze ok. godziny, ale nie mają nawet gdzie usiąść. Przed budynkiem znajdują się zaledwie trzy ławki parkowe.
Dziś mamy szczęście, bo jest ładna pogoda – podkreśla jeden z mężczyzn, który czeka na przyjęcie w poradni specjalistycznej. Wyjaśnia, że był pod szpitalem dwa tygodnie temu. - Wymarzłem się wtedy, a ludzi było trzy razy tyle, co dziś. No i był dużo większy bałagan. Wpierw kazali mi czekać, a dopiero po kilku godzinach dostałem kartkę z prośbą o podanie lekarza specjalisty, do którego zostałem skierowany – wspomina. Dodaje, że kilka dni temu dostał telefon z terminem i godziną wizyty.
PAP zwróciła się do Ministerstwa Zdrowia z pytaniami dotyczącymi organizacji przyjęć do przychodni i na badania. Pytaliśmy, czy jest zgodna z przepisami. W odpowiedzi resort odpisał, że "kwestie organizacji pracy i przyjęć pacjentów w placówce medycznej należą do dyrektora danego podmiotu". Podobną opinię wyraził rzecznik mazowieckiego NFZ Andrzej Troszyński. - Organizacja przyjęć pacjentów leży oczywiście po stronie placówki - wyjaśnił. Wskazał, iż organizacja przyjęć w poradniach specjalistycznych w czasie epidemii podlega wytycznym czy zaleceniom Głównego Inspektora Sanitarnego, "co ma oczywiście na celu bezpieczeństwo i personelu medycznego i pacjentów".
Dyrektor szpitala Dorota Gałczyńska-Zych oceniła, że organizacja przyjęć, w placówce jest zgodna z przepisami i obowiązującymi w czasie pandemii procedurami od "drzwi szpitala".
W jej ocenie "oczekujących poza (drzwiami szpitala – PAP), obowiązują ogólne zasady izolacji w przestrzeni publicznej i za ich przestrzeganie odpowiadają sami oczekujący". Podkreśliła, że "egzekwowaniem (prawa – PAP) zajmują się służby porządkowe, na które zostało takie prawo nałożone".
W ocenie Gałczyńskiej-Zych poprawa warunków oczekiwania, czyli zapewnienie miejsc do siedzenia i zadaszenia "przy uwzględnieniu zasady izolacji (…) jest niewykonalna".
Swoje wątpliwości dotyczące organizacji wizyt w przychodniach Szpitala Bielańskiego wyraził rzecznik praw pacjenta Bartłomiej Chmielowiec. "Przedstawiona procedura pracy w Szpitalu Bielańskim w Warszawie budzi wątpliwości, dlatego wystąpiłem do dyrekcji szpitala o złożenie wyjaśnień w zakresie organizacji przyjęć pacjentów" – oznajmił Chmielowiec.
Wskazał, że za organizację pracy w podmiocie leczniczym odpowiada kierujący placówką. "Zatem w zakresie przyjęć pacjentów podmiot leczniczy powinien zapewnić odpowiednie warunki pacjentom zgłaszającym się na wizyty do poradni" – zaznaczył Rzecznik.