W piątek wieczorem posłowie Prawa i Sprawiedliwości złożyli w Sejmie projekt nowelizacji kodeksu postępowania w sprawach o wykroczenia. Zmiany dotyczą głównie rozszerzenia kompetencji referendarzy sądowych do wydawania nakazów karnych w sprawach wykroczeniowych oraz sposobu zaskarżania mandatów. Już sam pomysł, by referendarze wydawali orzeczenia o nałożeniu kar wolnościowych, budzi kontrowersje, ale te są niczym w porównaniu z powszechną krytyką, jaką budzą pozostałe z propozycji.
W obecnym stanie prawnym obywatel obwiniony o popełnienie wykroczenia, np. przez policjanta czy strażnika miejskiego, może przyjąć mandat, który staje się prawomocny z chwilą podpisania, lub odmówić. Wówczas to oskarżyciel publiczny kieruje do sądu wniosek o ukaranie, w którym musi przedstawić okoliczności zdarzenia i dowody winy. Dopiero jeśli sąd wyda wyrok w postępowaniu nakazowym, a więc bez udziału stron na podstawie materiałów przedstawionych przez policję, ukarany może złożyć od niego sprzeciw i wówczas sprawa trafi na rozprawę.

Siedem dni na zapłatę

Tymczasem według projektu osoba, którą policjant chce ukarać mandatem, nie mogłaby odmówić jego przyjęcia. Będzie musiała zapłacić grzywnę w ciągu siedmiu dni. Jeśli natomiast nie zgadza się z nałożoną karą lub jej wysokością, będzie mogła w tym terminie złożyć odwołanie do sądu rejonowego, ale nie wstrzyma to obowiązku zapłaty. Wstrzymać wykonanie mandatu będzie mógł dopiero sąd, jednak w większości przypadków nie zdąży on rozpatrzyć takiego wniosku przed upływem terminu, w którym grzywna staje się wymagalna, czyli po tygodniu od wystawienia mandatu.
Reklama
Reklama
I choć np. poseł Artur Soboń przekonywał w TVN24, że taki mechanizm będzie bardziej korzystny dla obywateli, to odwołanie od mandatu wcale nie będzie proste. Zgodnie z projektowanym art. 99a par. 2 kodeksu postępowania w sprawach o wykroczenia odwołujący się powinien wskazać zaskarżony mandat karny i to, czy zaskarża go co do winy, czy co do kary, oraz przedstawić wszystkie do...