Sprawa Gromów od sierpnia spędzała sen z powiek naszym dyplomatom i służbom specjalnym. Latem zeszłego polski Bumar sprzedał legalnie do Gruzji 30 ręcznych wyrzutni i 100 rakiet przeciwlotniczych.

"Z naszych informacji wynika, że część Gromów dostała się w ręce Rosjan w czasie wojny gruzińskiej. Będzie z tego problem, bo Moskwa tę zdobycz wykorzysta propagandowo przeciw Polsce. Spodziewamy się tego" - mówił DZIENNIKOWI jeden z szefów naszych służb pod koniec sierpnia.

Reklama

Polski dyplomata: "Kiedy dostaliśmy informację, że gruzińska armia straciła 12 Gromów, rozpatrywaliśmy czarny scenariusz. Taki, że rakiety z Polski przechwycone przez Rosjan dostaną się w ręce prawdziwych terrorystów."

A Grom to niebezpieczna broń. "Taką rakietą można strącić cywilny samolot i spowodować masakrę" - opowiada Wojech Łuczak, dziennikarz i ekspert od militariów.

Dlatego MSZ wydało wczoraj bardzo ostry komunikat, w którym znalazło się zdanie mogące być dla Rosjan przestrogą. "Mamy powody przypuszczać, że odnalezione w Czeczenii polskie zestawy rakietowe mogą pochodzić z zasobów uzbrojenia przejętych przez oddziały rosyjskiej lub osetyjskie w ramach operacji wojskowej na terytorium Gruzji w sierpniu br." - pisze resort spraw zagranicznych.

Komunikat jest reakcją na środowy tekst w prokremlowskiej gazecie "Izwiestia". Dziennikarze donosili w nim, że rosyjska armia odnalazła dwa Gromy w Czeczenii, tuż przy granicy z Gruzją. Rakiety schowane były w skrytce należącej do czeczeńskich terrorystów wśród innej broni, amunicji, a także paczek z batonami Snickers i Bounty. Na dowód gazeta zamieściła na stronie internetowej 4-minutowy film operacyjny wojsk rosyjskiego MSW. Wygląda na to, że film jest zaaranżowany, a sceny odnalezienia rakiet ustawione. Grupa żołnierzy wchodzi do opuszczonego domu. Jeden z nich wyciąga ze strychu owinętą w papier i folię rakietę. Komendant rozkazuje: "Tu ją połóż." Na zbliżeniu widać napis "Grom". Lektor informuje, że niedaleko od skrytki żołnierze w ramach "operacji specjalnej" odkryli jeszcze jedną wyrzutnię z już wystrzeloną rakietą.

Według wersji wojskowych rakiety mogły zostać porzucone przez armię gruzińską podczas konfliktu o Osetię Południową i przejęły je terrorystyczne ugrupowania czeczeńskie.

Reklama

Dziennikarze idą dalej. Twierdzą, że Polska dostarczyła rakiety na Ukrainę, ta do Gruzji, a Gruzja wprost do czeczeńskich bojowników. Wszystko miało odbyć się pod kontrolą amerykańskich służb specjalnych.

Według ustaleń DZIENNIKA było inaczej, ale i tak cała polsko-gruzińska transakcja jest owiana mgiełką tajemnicy.

Gruzja w obawie przed Rosją od kilku lat gwałtownie zwiększała wydatki na armię i kupowała broń od Izraela, Ukrainy, Stanów Zjednoczonych, Bułgarii i Czech. "Oczywiście przyjechali też do nas. Chcieli kupować niemal wszystko, i to w hurtowych ilościach. Problem był taki, że żądali szybkich dostaw, a temu polskie zakłady zbrojeniowe nie potrafiły sprostać" - opowiada DZIENNIKOWI były pracownik Bumaru. W końcu stanęło na tym, że Gruzini kupią u nas Gromy. Transakcja zostało dopięta i odnotowana w publicznie dostępnym rejestrze ONZ (United Nations Register of Conventional Arms). Przy transakcji z 2007 r. pojawił się jednak dziwny pośrednik, Libańczyk Abdul Rahman El-Assir.

"Rzeczpospolita" pisała, że w 2007 r. Assir poleciał do Tbilisi jednym samolotem z prezydenckim ministrem Robertem Drabą oraz wiceprezesem Bumaru. Wizyta była związana z negocjowaniem kontraktu zbrojeniowego. Gazeta, powołując się na przecieki z Agencji Wywiadu, podała, że Assir jest podejrzewany jest o powiązania z Al-Kaidą.

"Sprawdzałem to. Nie ma go w żadnych amerykańskich i europejskich rejestrach wykazujących osoby, których należy unikać w handlu bronią" - mówi DZIENNIKOWI osoba związana z polskim przemysłem zbrojeniowym.

Jednak udział Assira w transakcji był zastanawiający. Po co pośrednik, skoro Polska ma pierwszorzędne stosunki z Gruzją? "Na jego obecność nalegał Bumar. Assir został zaprezentowany jako człowiek, który jest gwarantem powodzenia tej sprzedaży. Praktyką Bumaru pod rządami prezesa Romana Baczyńskiego było korzystanie z pośredników przy wszelkich transakcjach. Następne kierownictwo firmy kwestionowało tę praktykę i zerwało współpracę z tym Libańczykiem" - mówi Paweł Poncyljusz, były wiceminister gospodarki.

Z informacji DZIENNIKA wynika, że sprawą zajmuje się prokuratura, którą zawiadomili byli członkowie władz Bumaru.

Gazeta usiłowała porozmawiać z Robertem Drabą, który odszedł już z Kancelarii Prezydenta, ale od kilku tygodni unikał z nią rozmowy. Mimo umówionych kolejnych terminów tłumaczył, że nie mógł rozmawiać bo "był na spotkaniu" albo "zapomniał telefonu". Zawsze zapewniał, że za chwilę oddzwoni, ale nigdy tego nie zrobił. Wczoraj Draba podniósł słuchawkę. DZIENNIK spytał od razu o udział Assira w gruzińskiej transakcji. "Halo, halo, nic nie słyszę" - odpowiedział były minister, a potem już nie odbierał.

Za to jeden z urzędników Kancelarii Prezydenta wyjaśniał, że wizyta w Draby i Assira Tbilisi była czysta.

"Wieźli coś na pokładzie samolotu?" - spytał DZIENNIK.

"Tak, dzwon dla jednej z gruzińskich świątyń. Daję słowo, że dzwon, bo Assir wspomaga tamtejszy kościół" - tłumaczył.

Rosjanie mogą być szczególnie wyczuleni na sprzedaż do Gruzji polskich Gromów. Chodzi o to, że rakieta została zbudowana na bazie radzieckiej wyrzutni Igła 1E. Plany konstrukcyjne zdobyły na początku lat 90. polskie służby specjalne od naukowców z petersburskich zakładów zbrojeniowych ŁOMO.

"Rozsypywało się radzieckie imperium, a nasz oficer jeździł tam z walizkami pieniędzy i przywoził plany na dyskietkach" - mówi źródło związane z wywiadem. Jednak przez kilka lat niektóre części musieliśmy kupować od Rosjan.

"Rzeczywiście była współpraca z Rosjanami, ale obecnie Grom jest w 100 proc. polski" - mówi Piotr Jaromin z zarządu zakładów Mesko, w których budowane są Gromy.