Akcja zatrzymania Czeczena w październiku była doskonale zaplanowana. Policja spodziewała się, że jest uzbrojony i może się nie poddać bez walki. Szczególnie, że ciążyły na nim poważne zarzuty. Miał wziąć udział w zamachu na wicemera Moskwy w 2002 roku. Josif Ordżonikidze przeżył, ale zginął jego kierowca. Czeczen był oskarżony też między innymi o nielegalne posiadanie broni, fałszerstwa i udział w gangu.
>>>Czeczeński zamachowiec wpadł w Warszawie
Boris A., czy też jak utrzymuje prokuratura Alikhan M. wpadł na warszawskim Marymoncie na początku października. Na swoje nazwisko miał wystawione dokumenty. Ale policja podejrzewała, że były sfałszowane.
Jednak zamiast międzynarodowego sukcesu i przekazania zamachowca do Moskwy, dzisiaj warszawski Sąd Okręgowy wypuścił go z aresztu. Zapobiegł też ekstradycji Czeczena do Rosji. Sędzia ocenił, że materiały przesłane przez Rosję "nie zasługują na miano materiału dowodowego".
Dodatkowo polski biegły z dziedziny pisma porównawczego stwierdził, że podpis na ściągniętym z Rosji wniosku o paszport Alikhana M. nie został wykonany ręką Borisa A.
Czeczen twierdzi, że ta decyzja sądu uratowała mu życie. "Gdyby mnie wydano, byłbym tam zamordowany" - powiedział w sądzie.
Od wyroku może się jeszcze odwołać Prokuratura Okręgowa w Warszawie, która w tym postępowaniu reprezentuje stronę rosyjską.