Zdaniem autora amerykańska agencja informacyjna Associated Press (AP) była doskonale przygotowana na niemiecką inwazję na Polskę. Główny berliński korespondent AP Louis Lochner już wiosną 1939 roku dowiedział się o niemieckich planach. A kiedy 22 sierpnia 1939 roku Hitler wygłosił tajną mowę do najwyższych rangą członków Wehrmachtu, ujawniając swoje plany ekspansji i ludobójstwa, Louis Lochner "również poznał te szokujące informacje".

Reklama

Skrócona wersja (...) tyrad Hitlera przeciekła do niego przez kręgi wokół admirała Wilhelma Canarisa i generała Ludwiga Becka. Trudno się więc dziwić, że to właśnie AP rozpowszechniła pierwsze prasowe zdjęcie niemieckiego ataku na Polskę - pisze "Spiegel".

Tygodnik zauważa, że "w Berlinie AP wykonała świetną robotę - także dla Niemców. Za pośrednictwem nadajnika mogła w ciągu kilku minut przesyłać przez Atlantyk "zdjęcia radiowe", "zdjęcia przewodowe" i "telefotografie". W ten sposób nazistowskiej propagandzie udało się dostarczyć światowej opinii publicznej wyłącznie proniemieckie zdjęcia z napadniętej Polski".

"Jednostronna wizja niemieckiej inwazji"

Szczególnie jeden nieznany epizod "ilustruje, jak jednostronnie AP przedstawiała niemiecką inwazję i jak pomogła Goebbelsowi odnieść pierwsze poważne zwycięstwo propagandowe w II wojnie światowej" - pisze "Spiegel".

"Historia zaczęła się od doniesienia polskiej agencji informacyjnej - PAT z 3 września 1939 r." - opisuje tygodnik. Dwa dni po rozpoczęciu niemieckiej inwazji na Polskę podano, że klasztor w Częstochowie został zniszczony przez wojska niemieckie.

Reklama

Minister propagandy Rzeszy, Goebbels zanotował z oburzeniem w swoim dzienniku 5 września 1939 r: "Polacy dopuszczają się straszliwego okrucieństwa. Istnieje cała skala przestępstw. Przede wszystkim bajka o zniszczonej Matce Bożej w Częstochowie. O tym pisze cała prasa światowa".

"Następnie opracował plan, aby samemu zbić na tym kapitał propagandowy" - pisze gazeta. Goebbels napisał: "Każę sprowadzić do Częstochowy samolotem bombowym amerykańskiego dziennikarza Lochnera, aby mógł zdać relację z własnych oględzin. W ten sposób mam nadzieję zabić to kłamstwo".

"Zorganizowana przez władze nazistowskie podróż Lochnera do strefy działań wojennych zaowocowała niesamowitym materiałem prasowym, który został wydrukowany przez niezliczone gazety na całym świecie" - zauważa Domeier.

Historia jednego zdjęcia

"Zdjęcie AP, szybko przesłane i rozpowszechnione w USA (...) jest wyjątkowo nietypowe - bowiem był na nim widoczny sam korespondent" - podkreśla Domeier. "W ten sposób Lochner osobiście poświadczył, że klasztor częstochowski i "Czarna Madonna" są nienaruszone. Bez niego zdjęcie mogłoby zostać pomylone z niemieckim zdjęciem propagandowym, które było starsze lub być może retuszowane. Tylko dzięki swojej obecności na zdjęciu Lochner dopełnił zwycięstwa niemieckiej propagandy". Historyk podkreśla, że "takie podejście było już wtedy całkowicie nieprofesjonalne, jak na standardy etyki dziennikarskiej".

"Na pozór Lochner po prostu relacjonował fakty. Klasztor i "Czarna Madonna" rzeczywiście nie zostały uszkodzone. Jego raport pomógł jednak ukryć prawdę, że wokół popełniano zbrodnie wojenne. On i AP nic o tym nie donosiły w tamtych dniach, które były ważne dla oceny rozpętanej właśnie przez Niemców wojny. Zaledwie dzień przed jego przybyciem oddziały Wehrmachtu dokonały masakry ludności cywilnej w centrum Częstochowy. Lochner nie próbował nawet dowiedzieć się czegoś na ten temat, ani porozmawiać z miejscowymi" - pisze "Spiegel".

Co ważne na przykład "brytyjska prasa nie pisała o rzekomym zniszczeniu klasztoru i "Czarnej Madonny" - zanim nie poinformowali o tym Louis Lochner i AP".

Jednak w swoim artykule AP Lochner wspomniał o rzekomej "wielkiej kontrowersji" dotyczącej tego, czy Madonna została zniszczona. "Właściwie to tylko on i jego wyjazd do Częstochowy wywołały te kontrowersje" - zauważa autor.

"Teraz jesteśmy w najwyższej formie. Także w propagandzie światowej" - napisał z satysfakcją Goebbels w swoim dzienniku 11 września 1939 roku. Bez wsparcia AP nie byłby w stanie prowadzić tak udanej "światowej propagandy". A ta pomoc nie była jednorazowym błędem, ale wynikiem lat tajnej współpracy" - twierdzi Norman Domeier.