Już w środę Przydacz poinformował o końcu polskiej misji ewakuacyjnej z Afganistanu. Podczas czwartkowej konferencji wiceszef polskiej dyplomacji podkreślił, że misja była realizowana w skrajnie trudnych warunkach, choć terytorium lotniska w Kabulu pozostawało pod kontrolą sił sojuszniczych. Jednocześnie - jak dodał - tysiące ludzi szturmowały lotnisko, talibowie kontrolowali i kontrolują już prawie cały kraj; istniało bardzo duże zagrożenie terrorystyczne z uwagi na obecność sił radykalnych.
W dniu wczorajszym podjęliśmy decyzję - mając na uwadze fakt, że zasadnicze cele tej misji zostały wypełnione, mając na uwadze wspólna decyzję, w koordynacji z naszymi sojusznikami oraz to, jak krótki czas pozostał dla funkcjonowania tego lotniska, a także bezpieczeństwo naszych żołnierzy na miejscu, konsulów, dyplomatów - że ta misja musi zostać zakończona i została zakończona - oświadczył wiceszef MSZ.
Dopytywany, dlaczego polska ewakuacja kończy się 26 sierpnia, a nie 31 sierpnia, kiedy to mija ostateczny termin wycofania się Amerykanów z Afganistanu odparł, że aby Stany Zjednoczone zdążyły ewakuować się do końca sierpnia, wówczas pozostałe państwa muszą to zrobić znacznie szybciej. Ponadto - jak dodał - obecnie na lotnisku w Kabulu warunki są skrajnie trudne, także na płaszczyźnie organizacyjnej.
Wiceszef polskiej dyplomacji poinformował, że w czwartek wyląduje w Warszawie ostatni, 14. cywilny samolot z grupą 100 afgańskich współpracowników. Samolot ten wylądował po godz. 10.00 na lotnisku Chopina.
Czternaście cywilnych samolotów operowało na linii Uzbekistan-Warszawa, wywożąc te osoby. Samoloty wojskowe transportowały ludzi z tego "teatru" w Kabulu do Uzbekistanu. Czternaście samolotów przetransportowało prawie 1300 osób, z czego nieco ponad 1000 zostanie tutaj w Polsce w najbliższym czasie w naszych ośrodkach - przekazał Przydacz.
Nieco ponad 200 osób to są współpracownicy ewakuowani na prośbę innych państw czy organizacji - dodał.
Litwa i MFW
Przydacz przypomniał, że do Polski z prośbą o pomoc w ewakuacji współpracowników z Afganistanu zwróciła się Litwa oraz Międzynarodowy Fundusz Walutowy. Ponadto - jak dodał - Polska pomogła również Estonii, Holandii oraz jednej rodzinie na prośbę Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego.
Dopytywany o ostateczne dane podkreślił, że ewakuowano 1300 osób łącznie, w tym 1100 do Polski i z polskich list, a 175 na potrzeby Litwy (które przetransportowano do Wilna) oraz 30 współpracowników Międzynarodowego Funduszu Walutowego.
Dla nas zawsze priorytetem byli obywatele polscy i wszyscy obywatele RP, którzy znajdowali się na terytorium Afganistanu i zgłaszali chęć wyjazdu, zostali stamtąd bezpiecznie ewakuowani. Podobnie jak wszyscy nasi pracownicy byłej ambasady i ich rodziny, które zostały bezpiecznie ewakuowane - podkreślał.
Wiceszef polskiej dyplomacji przypomniał, że od środy talibowie nie wpuszczają już na teren lotniska swoich obywateli, a jedynie obywateli państw trzecich. Zapewniał, że w "zdecydowanej większości" wszystkie osoby, które Polska chciała ewakuować, zostały ewakuowane.
Ewakuacja
Przydacz relacjonował, że w trakcie trwania ewakuacji do MSZ zgłaszali się ludzie z różnych środowisk - politycznych, kulturalnych, dziennikarskich, którzy chcieli pomóc w ewakuowaniu znajomych Afgańczyków, jednak - jak dodał - nie wszystkie prośby można było zrealizować. Podkreślał przy tym, że każda osoba ewakuowana musiała zostać dokładnie zweryfikowana przez MSZ.
Jeśli wrócą loty komercyjne i będą się do nas zwracać te osoby z prośbą o wizę humanitarną czy ochronę międzynarodową, tego typu wnioski będą rozpatrywane w zależności od indywidualnych przypadków - mówił wiceszef MSZ, pytany, czy Polska prowadzi, podobnie jak Niemcy, rozmowy z talibami na temat ewakuacji po 31 sierpnia.
Misja musiała zostać zakończona ze względów bezpieczeństwa. Jeśli ta sytuacja w najbliższym czasie będzie się zmieniać, będą znajdować się osoby uprawnione do tego, żeby przyjechać do Polski, będziemy starali się im także pomóc - zapewniał.
Wiceminister spraw zagranicznych przypomniał, że Polska nie ma obecnie placówki dyplomatycznej w Afganistanie i zadeklarował, że w najbliższym czasie nie planuje żadnej otwierać w tym kraju.
Wiceszef MSZ podkreślał, że każda osoba ewakuowana musiała sama przedostać się na lotnisko w Kabulu, ponieważ polskie służby dyplomatyczne i konsularne nie mogły działać na terytorium opanowanym przez talibów. Dopiero na terenie lotniska w Kabulu poszczególni współpracownicy Polski byli rozpoznawani i weryfikowani, a następnie transportowani do Uzbekistanu i Warszawy. Nie wszystkich chętnych - jak dodał - udało się ewakuować z uwagi m.in. na to, że osoby te nie mogły przedostać się na lotnisko lub znajdowały się w odległych miastach Afganistanu,
10-dniowa kwarantanna
Przydacz dodał, że wszystkie osoby, które trafiły z Afganistanu do Polski przechodzą obecnie 10-dniową kwarantannę. Dopiero po niej - jak mówił - będą mogli złożyć wnioski o ochronę międzynarodową. Poinformował jednak, że część osób będzie chciała opuścić Polskę z uwagi na to, że ich rodziny znajdują się w innych państwach. Dodał, że ci, którzy będą chcieli pozostać, będą mogli podjąć pracę w Polsce.
Według niego wsparciem ewakuowanych Afgańczyków w Polsce zajmie się Urząd do Spraw Cudzoziemców i fundacje, które specjalizują się w tym "obszarze pomocowym". Wśród potencjalnych grup wsparcia wymienił także samorządy, w których - jak mówił - jest przestrzeń do zaangażowania się.
Wiceszef polskiej dyplomacji podziękował za ewakuację pracownikom służby konsularnej, którzy byli na miejscu - w Kabulu - i organizowali tam cały proces.
Podziękował żołnierzom Wojska Polskiego, osobom prywatnym, współpracownikom z KRPM i MON, a także szefowi KPRM Michałowi Dworczykowi.
Podziękował także polskiemu dyplomacie pracującemu w instytucji międzynarodowej obecnej w Afganistanie. Jak mówił Przydacz, choć nie było to związane z jego bezpośrednimi obowiązkami, pomagał on na miejscu polskiemu wojsku. Słowa podziękowania skierował też do dziennikarki Jagody Grondeckiej.
Przydacz podkreślił ponadto, że ewakuacja nie mogłaby zostać zorganizowana bez PLL "Lot", który udostępnił samoloty cywilne do transportu z Uzbekistanu do Warszawy.
Talibowie
Po tym, jak Stany Zjednoczone wycofały większość swoich wojsk z Afganistanu, dużą część terytorium tego kraju zajęli talibowie. 15 sierpnia wkroczyli do stolicy kraju Kabulu i przejęli kontrolę nad pałacem prezydenckim. Państwa UE i NATO zorganizowały ewakuację swych obywateli oraz swoich współpracowników z Afganistanu.
W celu wsparcia ewakuacji afgańskich współpracowników Polski i innych krajów NATO do Afganistanu decyzją prezydenta Andrzeja Dudy udał się Polski Kontyngent Wojskowy, liczący ok. 100 osób.
Początkowo prezydent USA Joe Biden deklarował, że ewakuacja może potrwać dłużej niż do 31 sierpnia, kiedy to minie termin opuszczenia Afganistanu przez amerykańskie i sojusznicze wojska. Talibowie określili jednak 31 sierpnia jako datę graniczną i nie zgodzili się na przedłużenie ewakuacji.
Państwa NATO, w tym głównie Wielka Brytania oraz m.in. szef unijnej dyplomacji Josep Borrell apelowały do amerykańskich władz o przedłużenie ewakuacji. Ostatecznie podczas wtorkowej wideokonferencji państw G7 przywódcy potwierdzili, że priorytetem jest teraz ewakuacja ich obywateli oraz afgańskich współpracowników, ale nie zdołali przekonać prezydenta USA do wydłużenia operacji poza 31 sierpnia.
Prezydent USA Joe Biden poinformował we wtorek, że w ciągu ostatnich 10 dni z lotniska w Kabulu ewakuowano ponad 70,7 tys. osób. Zapowiedział, że USA są na dobrej drodze, aby dokończyć akcję przed końcem miesiąca. Biden jest jednak krytykowany przez Republikanów oraz część Demokratów, którzy domagają się pozostania amerykańskich wojsk do momentu ewakuacji wszystkich afgańskich współpracowników.