Chodzi o słowa Piotrowicza o tym, by sędziowie, którzy - jak się wyraził - są "zwykłymi złodziejami", nie orzekali dalej. Padły one w kontekście rekomendowania przez Krajową Radę Sądownictwa kandydatów na nowych sędziów do Sądu Najwyższego.

Reklama

Pozwany, jeśli rzeczywiście nie miał na myśli i nie chciał nikogo obrazić, mógł uratować tą sytuację jasno stwierdzając, że wypowiedział się nieprecyzyjnie i nie miał na myśli sędziów SN. Żadnej z jego strony reakcji nie było - powiedział w uzasadnieniu czwartkowego wyroku sędzia Jacek Sadomski.

Odpowiedzialność za słowo

Sędzia dodał, że w związku z tym "wszystkie okoliczności wskazują na to, że odpowiedzialność za słowo, zwłaszcza tak niejednoznaczne wypowiedzi na tak wrażliwe tematy, które padły z ust pozwanego, uzasadniają odpowiedzialność cywilno-prawną zarówno na płaszczyźnie niemajątkowej, jak i majątkowej".

Sprawę tę sędziowie SN - Małgorzata Gersdorf (od maja 2020 r. w stanie spoczynku) i Krzysztof Rączka (sędzia Izby Pracy i Ubezpieczeń Społecznych SN) - wytoczyli ówczesnemu posłowi PiS, obecnie sędziemu Trybunału Konstytucyjnego Stanisławowi Piotrowiczowi w związku z jego wypowiedzią z końca sierpnia 2018 r.

Wówczas, podczas obrad KRS, na których miała ona zarekomendować kandydatów na sędziów Sądu Najwyższego, doszło do protestu demonstrantów reprezentujących ruch Obywatele RP. Piotrowicz, odnosząc się do tej manifestacji, powiedział dziennikarzom, że nie może być takiej sytuacji, by garstka niezadowolonych z utraty przywilejów blokowała prace organu konstytucyjnego. Dopytywany, o jakie przywileje chodzi, odpowiedział, że także o to, żeby sędziowie, którzy są "zwykłymi złodziejami", nie orzekali dalej.

Słowa Piotrowicza

Reklama

Słowa Piotrowicza wzbudziły oburzenie i sprzeciw części środowiska sędziowskiego. W związku z wypowiedzią byłego posła ówczesna I prezes SN Małgorzata Gersdorf i sędzia SN Krzysztof Rączka złożyli pozew cywilny o ochronę dóbr osobistych przeciwko Piotrowiczowi. Sędziowie domagali się przeprosin w mediach i wpłaty 50 tys. zł zadośćuczynienia na rzecz Stowarzyszenia SOS Wioski Dziecięce.

Na początku stycznia zeszłego roku Sąd Okręgowy w Warszawie orzekł, że Piotrowicz ma przeprosić powodów. Zgodnie z tamtym orzeczeniem sądu pozwany w terminie 14 dni od uprawomocnienia się wyroku ma opublikować oświadczenie w telewizji TVN po głównym wydaniu "Faktów". "Przepraszam I prezes SN Małgorzatę Gersdorf oraz sędziego SN Krzysztofa Raczkę za to, że w dniu 27 sierpnia 2018 r. obraziłem ich nazywając sędziów zwykłymi złodziejami, którzy nie powinni orzekać dalej. Stanisław Piotrowicz" - głosi treść oświadczenia wskazana przez SO.

Jednocześnie sąd I instancji orzekł wówczas, że Piotrowicz musi też wpłacić 20 tys. zł zadośćuczynienia na rzecz Stowarzyszenia SOS Wioski Dziecięce.

W uzasadnieniu wyroku SO wskazywał, że dziennikarze biorący udział w dyskusji z Piotrowiczem zrozumieli jego sporną wypowiedź jako słowa o sędziach SN, podobnie jak sami sędziowie tego sądu; tak samo zostały one zrozumiane przez część opinii publicznej, na co wskazywały m.in. komentarze w internecie.

Odwołanie Piotrowicza

Piotrowicz, komentując tamten wyrok mówił, że odbiera go jako odwet za to, że jest "twarzą reformy wymiaru sprawiedliwości". Pozwany nie zgodził się z tamtym orzeczeniem i odwołał się od niego. W konsekwencji sprawa trafiła na wokandę Sądu Apelacyjnego w Warszawie.

W czwartek SA ocenił, że sprawa była dość nietypowa. - Rzadko, by nie powiedzieć bardzo rzadko się zdarza, aby w sprawie cywilnej o ochronę dóbr osobistych powodami byli I prezes SN i sędzia tego sądu, a pozwanym obecny sędzia TK, zaś przedmiotem sprawy była zniewaga i obraza - zaznaczył sędzia Sadomski.

Nie jest przedmiotem rozstrzygania w tej sprawie, co naprawdę pozwany chciał powiedzieć (...). Natomiast istota tej sprawy sprowadza się do tego, czy sposób rozumienia wypowiedzi przyjęty przez powodów, którzy tą wypowiedzią poczuli się urażeni, jest uzasadniony - mówił sędzia SA. Wskazał, że "uzasadnione jest odczucie powodów, że te słowa zostały skierowane pod ich adresem nie jako konkretny zarzut, bo taka interpretacja byłaby absurdalna, ale po prostu jako zniewaga".

Jak w związku z tym uznał sąd apelacyjny "orzeczenie sądu okręgowego odpowiada prawu". Jednocześnie zasądził od pozwanego na rzecz powodów zwrot kosztów postępowania apelacyjnego - po 1,6 tys. zł.