Sąd nie miał wątpliwości - stwierdził, że "Korek" w styczniu 2003 roku wraz z pięcioma innymi gangsterami sprowadził do Polski 325 kilogramów kokainy. Narkotyk wart był 80 milionów dolarów.
Kontrabanda przypłynęła z Ameryki Południowej na holenderskim statku do portu w Gdyni. Tkwiła w specjalnym zbiorniku w ważącym kilkanaście ton urządzeniu do odsiarczania ropy naftowej. Narkotyk podzielono na paczki ważące około kilograma i świetnie ukryto. Strażacy potrzebowali 12 godzin, by przeciąć pancerz wykonany z wysokogatunkowej stali.
"Korek" był tak zwanym nowym gangsterem. Bardziej niż groźnego bandytę przypominał biznesmena. Zawsze nienagannie ubrany, kulturalny w towarzystwie, ale wobec swoich ludzi okrutny i bezwzględny. Gangiem mokotowskim zarządzał twardą ręką. Jego grupa przejęła interesy po rozbitym gangu pruszkowskim - kradła samochody, przemycała narkotyki, wykonywała wyroki śmierci.
Andrzej H. wydawał wyrok nawet zza krat. Gdy siedział już w areszcie, nakazał zabić wszystkich swoich ludzi, którzy będą współpracować z policją.
To właśnie dlatego w styczniu 2008 roku zginęła Anna M., żona Krzysztofa M., "Bajbusa", szefa jednego z bandyckich oddziałów gangu mokotowskiego. W ten sposób "Korek" chciał zastraszyć wszystkich, którzy będą przeciwko niemu zeznawać.
Dziś sam usłyszał wyrok. Za kratami spędzi 12 lat więzienia. To jednak nie ostatnie słowo gdańskiego sądu. Wciąż trwa kolejny proces Andrzeja H. i jego gangsterów. Grupa odpowiada jeszcze za jeden przemyt - 1,3 tony kokainy, także z Ameryki Południowej.