Byłem w pracy. Syn akurat był w domu. Napalił w piecu w kotłowni. Poszedł do góry. Włączył muzykę i po chwili coś huknęło. Nie wiedział, co się stało. Biegał po domu. Wyszedł na podwórko, popatrzył - nic nie ma. Poleciał do kotłowni. Myślał, że może piec huknął - powiedział w rozmowie z RMF FM mieszkaniec Rakowa.
Ja dopiero o 17 wracam z pracy. Zaparkowałem przy płocie, patrzę - dachówka leży na polu. Sprawdzam, skąd jest ta dachówka. Patrzę, a tam dziura w dachu jest. Wyszedłem na strych. Trochę się bałem, bo nie wiedziałem, co tam może być. Zobaczyłem dwie metalowe części i dziurę w dachu. Jedna trzecia łaty dachowej była zniszczona. Zniszczone zostało ocieplenie. Była taka dziura, jakby to po jakiejś bombie było. Miała około metra na 70 cm - mówił.
To było coś takiego żeliwnego. Jakby to był jakiś okrąg czy koło. W sumie chyba był jeden element. Jak zleciał i rozbił się na stropie, to pękł na pół. Jeden element ważył ok. dwóch kilogramów - w sumie ponad 4 kg - opisał niezidentyfikowany przedmiot mężczyzna.
Element statku powietrznego?
Jak podaje RMF FM, sprawę wyjaśnia prokuratura. Wykluczono, że przedmiot to element statku powietrznego.