"Sądzę, że faktyczny wskaźnik wzrostu PKB wyniósł około zera" - powiedział "Gazecie Polskiej" prof. dr hab. Jerzy Żyżyński z Wydziału Zarządzania Uniwersytetu Warszawskiego. Tymczasem - przypomina gazeta - GUS podał, że wzrost Produktu Krajowego Brutto w Polsce wyniósł w I kwartale 0,8 procent.

Skąd ta rozbieżność? "Na manipulacjach danymi można nieźle zarobić. Tylko to w niczym nie poprawia sytuacji gospodarczej Polski. Przeciwnie - wprowadza chaos, bo wielu Polaków zapewne wierzy w te cuda gospodarcze" - powiedział gazecie Janusz Szewczak, analityk finansowy.

Powstaje jeszcze pytanie: w jaki sposób rząd miałby manipulować danymi? Radosław Bodys - amerykański ekonomista polskiego pochodzenia z Bank of America/Merrill Lynch - tłumaczy to na przykładzie danych o inwestycjach, które według GUS w I kw. wzrosły. "Nie bardzo współgra to z informacjami o przedsiębiorstw, które już od IV kwartału 2008 roku sygnalizują ograniczenie nakładów inwestycyjnych. Może to sugerować, że grono firm, które wpadają do GUS-owskiego koszyka, nie jest do końca reprezentatywne dla całości gospodarki".

"Prognozy ekonomiczno-finansowe są często dokonywane w granicach statystycznej manipulacji. Wykazanie zarówno wzrostu PKB, przykładowo o +0,4 proc., jak i spadku o -0,4 proc. nie jest trudne, gdy odpowiednio dobierze się dane" - dodaje prof. dr hab. Paweł Bożyk, wykładowca SGH.

"Gazeta Polska" sugeruje, że rząd nie tylko zdaje sobie sprawę z tych mechanizmów, ale także je wykorzystuje. "Zastanawiające, że skoro mamy wzrost PKB, po co nowelizacja, ratowanie budżetu, którą zapowiada minister Rostowski?" - pyta tygodnik.

"Ukraina przestała publikować dane swojego urzędu statystycznego, bo rządzący boją się ujawnić prawdy, która jest porażająca. (…). U nas przyjęto odwrotną metodę - podajemy dane hurraoptymistyczne, podkoloryzowane, roztacza się złudne miraże, karmi społeczeństwo obietnicami, zaklina rzeczywistość" - twierdzi Janusz Szewczak.









Reklama