Chaotyczna zabudowa, która wgryza się w leśną otulinę, bo nowi mieszkańcy chcą jednocześnie miejskich luksusów i wiejskiego spokoju, to jeden z przykładów eksurbanizacji, czyli rozlewania się miast. Do tego dochodzi problem z komunikacją – na peryferie nie dojeżdża autobus albo dojeżdża na tyle rzadko, że bez samochodu ani rusz. A do tego, żeby załatwić podstawowe sprawy w urzędzie czy dostać się do lekarza, trzeba tracić czas na dojazd. Tak się żyje na obrzeżach, choć w graniach miasta.

Reklama

Problem dotyczy wielkich miast

Problem ten dotyczy wielkich miast, takich jak Warszawa, gdzie dojazd do Śródmieścia z najdalszych osiedli na Białołęce trwa dłużej niż z podwarszawskiego Pruszkowa (dzięki Szybkiej Kolei Miejskiej). Ale nie omija też mniejszych miejscowości, czego przykładem trzydziestoparotysięczny Grodzisk Mazowiecki.

Dominuje tu rozległa i mało intensywna zabudowa. Miasto chaotycznie i nadmiernie się rozlewa, co naraża gminę na większe koszty. Powstają nowe i dziwne osiedla w myśl zasady, że każdy może być deweloperem. Dlatego w połowie maja rozpoczęliśmy zbiórkę podpisów pod pomysłem inicjatywy ustawodawczej, by tworzyć zielone pierścienie wokół polskich miast. Chcemy chronić przed urbanizacją lasy, łąki, mokradła i tereny rolne na mocy prawa na wzór brytyjskiego Green Belt Act z 1938 r. – tłumaczy Mirosław Kaznowski, mieszkaniec Grodziska i lokalny lider partii Zieloni.

Reklama

<<<CZYTAJ WIĘCEJ W WEEKENDOWYM MAGAZYNIE "DZIENNIKA GAZETY PRAWNEJ">>>