Pod Stocznię Gdynia przyszło około 300 osób. Byli m.in. przedstawiciele Stoczni Szczecińskiej Nowa. Oba te zakłady stoją na skraju przepaści - rządowi nie udało się znaleźć dla nich inwestora. Jeśli nic się nie zmieni, stocznie upadną.

Reklama

Stoczniowcy nie kryli złości i rozżalenia. Wspólnie planowali kolejne manifestacje i protesty - w tym 18 września w Szczecinie. "Wstańmy z kolan i krzyczmy, domagajmy się o nasze podstawowe prawa" - mówił przewodniczący Zarządu Regionu gdańskiego "Solidarności" Krzysztof Dośla. Szef OPZZ Jan Guz rzucił pomysł manifestacji w Warszawie. "Tu wszystko stoi, rdzewieje, stocznia zarasta krzakami" - mówił.

Najbardziej dostało się Aleksandrowi Gradowi. "Już dawno powinien być na szubienicy za to co zrobił" - krzyczał jeden z wiecujących. I dodał: "Ludziom obiecywał bajki, razem z naszym najlepszym premierem".

Stoczniowcy przyznają, że nie cofną się przed niczym. "Może dojść do rozlewu krwi" - ostrzegał jeden z protestujących. "Będziemy bruk wyrywać irozwalimy ten rząd" - zapowiedział.

>>> Będzie więcej czasu na sprzedaż stoczni

Po tym, jak katarski inwestor nie wpłacił pieniędzy za majątek stoczni w Gdyni i Szczecinie, Ministerstwo Skarbu Państwa wystąpiło do Komisji Europejskiej o zgodę na ponowną procedurę sprzedaży stoczniowych aktywów w trybie specustawy stoczniowej. Dziś z Brukseli przyszła informacja, że KE daje Polsce dodatkowy czas na dokończenie sprzedaży stoczni.