"Nie odpowiadamy tylko za gradobicie, trzęsienie ziemi i koklusz!" - mówi Maks, jeden z bohaterów "Seksmisji". Nie do końca miał rację. Za koklusz odpowiadamy, o ile zlekceważymy u siebie objawy. Tymczasem mało kto pamięta jak przebiega choroba nazywana też krztuścem.

Reklama

Objawy kokluszu pamiętają tylko najstarsi. W historii przytoczonej przez "Newsweek" dobra pamięć pewnej kobiety uratowała życie dziecku. Starsza pani podczas spaceru w parku usłyszała przeraźliwy, dławiący kaszel dziecka. Staruszka od razu rozpoznała, że dziecko ma krztusiec, bo, jak później opowiadała, „pamiętała ten specyficzny rodzaj kaszlu jeszcze sprzed wojny”. Natychmiast doradziła matce udanie się do szpitala. Ta była zdumiona – parę dni temu dziecko było badane przez lekarza, który orzekł zapalenie oskrzeli.

Takich przypadków jest coraz więcej. Liczba zachorowań rośnie i to nie tylko w krajach Trzeciego Świata, ale także w Polsce. "Jeszcze w 1989 roku zanotowaliśmy zaledwie sto przypadków krztuśca, a w ostatnich latach są to już dwa-trzy tysiące zachorowań" – mówi epidemiolog prof. Janusz Ślusarczyk, kierownik Zakładu Zdrowia Publicznego Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego.

Zmienia się jeszcze jedno. Przed trzydziestoma laty krztusiec był niemal wyłącznie chorobą atakującą dzieci. Według "Newsweeka" dziś chorują na nią przede wszystkim dorośli. U nich krztusiec przebiega łagodnie, a jedynym objawem jest najczęściej męczący kaszel. "Chorujący dorośli stają się jednak ogromnym zagrożeniem dla najbardziej bezbronnych, czyli niemowląt, u których nie zakończono cyklu szczepień" – mówi prof. Ślusarczyk.

Do oddziału pediatrycznego Szpitala Zakaźnego w Warszawie trafia coraz więcej takich maluchów. Jednym z nich był chłopczyk zakażony krztuścem przez opiekującą się nim babcię. "Babcia nie miała pojęcia, że cierpi na tę chorobę. Od jakiegoś czasu męczył ją uporczywy kaszel, ale była przekonana, że to oskrzela" – wspomina dr Ewa Duszczyk z Oddziału Pediatrycznego Szpitala Zakaźnego w Warszawie.