Pierwszy raz doniesienie w sprawie Romana Polańskiego złożył Marian Zgrzybłowski - przypomina "Rzeczpospolita". Pismo wpłynęło w 2004 roku do Prokuratury Rejonowej Warszawa-Śródmieście. Śledczy badali wtedy sytuację prawną reżysera w Polsce w związku z oskarżeniem o gwałt w Stanach Zjednoczonych. W końcu prokuratura odmówiła wszczęcia postępowania karnego. Uzasadniano to przedawnieniem.

Reklama

>>> Tate: Polański nie zgwałcił 13-latki

Dwa lata później prokuratura znowu musiałą zająć się sprawą Romana Polańskiego. Tym razem interweniował poseł Ligi Polskich Rodzin Arnold Masin. Zwrócił się on do ówczesnego prokuratora krajowego Janusza Kaczmarka "w sprawie podjęcia przez organy ścigania działań w stosunku do polskiego reżysera" - pisze "Rzeczpospolita".

Poseł LPR napisał do Kaczmarka między innymi, że "dla wielu, może nawet większości obywateli naszego kraju, niezrozumiała jest kilkunastoletnia bezkarność Romana Polańskiego wobec czynów, jakich dopuścił się podczas swego wcześniejszego zamieszkiwania w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej. Zastanawiać musi swoista publiczna zmowa milczenia wokół tej sprawy w Polsce oraz brak stosownego działania ze strony właściwych organów ścigania”.

Reklama

>>> Prokurator kłamał w sprawie Polańskiego

Jednak i tym razem nie rozpoczęto żadnego postępowania. "Przestępstwo zarzucone przez władze amerykańskie miało miejsce w roku 1977, a zatem zgodnie z polskim prawem uległo przedawnieniu w roku 1987. Stanowi to, niezależnie od posiadanego przez Romana Polańskiego obywatelstwa, bezwzględną przeszkodę do wszczęcia przeciwko niemu postępowania karnego w Polsce" - tak tłumaczył decyzję Prokuratury Krajowej Janusz Kaczmarek.

Dziś Szwajcaria, gdzie w areszcie ekstradycyjnym siedzi Roman Polański, przyznała, że aresztowałaby reżysera już podczas jego wcześniejszych wizyt w tym kraju, gdyby władze wiedziały o jego obecności.

Reklama

>>> "Polański żyje bezkarnie i w luksusie"

Szwajcarska minister sprawiedliwości Eveline Widmer-Schlumpf w wywiadzie dla niedzielnej gazety "SonntagsZeitung" podkreśliła, że jej resort dowiadywał się o pobycie reżysera, który ma dom w szwajcarskim Gstaad, już po jego wyjeździe.

"Tym razem wiedzieliśmy, że przyjeżdża. Poza tym organizatorzy festiwalu filmowego w Zurychu informowali szeroko o tym" - mówiła szwajcarskiej gazecie. Minister dodała, że szwajcarski sąd powinien jak najszybciej zająć się rozpatrzeniem wniosku o zwolnienie reżysera z aresztu.