Adwokat firmy Taser International, David Neave, mówił że nie dowodów świadczących, iż użycie paralizatora było przyczyną śmierci Polaka. Według niego, wyniki autopsji wskazywały na chroniczny alkoholizm Roberta Dziekańskiego. Ponadto wysunął on przypuszczenie, że Polak mógł cierpieć na arytmię mięśnia sercowego.

Reklama

Śmierć Dziekańskiego, który został pięciokrotnie porażony paralizatorem przez interweniujących kanadyjskich policjantów, zaszokowała światową opinię publiczną. Tragiczne zdarzenie na lotnisku sfilmował jeden z przypadkowych świadków; nagranie upowszechniono w internecie.

Polak, który nie znał żadnego obcego języka, spędził na lotnisku 10 godzin czekając na matkę. Kobieta w tym samym czasie szukała go w innej części lotniska. Najprawdopodobniej nie wiedział, że musi tam przejść.

Dalszy przebieg wydarzeń ma ustalić dochodzenie prowadzone przez specjalnego komisarza, który ma przedstawić swój raport jeszcze w tym roku. Według władz, policję wezwano ponieważ Polak zaczął się awanturować i rzucać meblami w sali dla przylatujących. Jeden policjantów zeznał, że sądził, iż Polak zamierza zaatakować funkcjonariuszy.

Wszystkich czterech policjantów, którzy brali udział w interwencji, uwolniono z zarzutów kryminalnych. Według prokuratora, użycie przez nich przemocy było usprawiedliwione. Adwokat reprezentujący polski wymiar sprawiedliwości zażądał od komisarza oskarżenia policjantów o "jaskrawe uchybienia".

Powszechna krytyka policji po tym incydencie skłoniła jednak do zmiany zasad postępowania. Ogłoszono, że paralizatory nie będą mogły być stosowane wobec osób, które jedynie opierają się zatrzymaniu.

Ponadto, jeśli już dojdzie do ich użycia, tasery, które porażają prądem o wysokim napięciu, nie będą mogły być wymierzane w klatkę piersiową a jedynie w brzuch, nogi lub plecy.