"Noworosja - Doniecka Republika Ludowa" to grupa zamknięta, ale nie z powodów konspiracji. Stało się to po atakach ukraińskich trolli.

Wśród polskich prorosyjskich internautów są i Rosjanie, i Białorusini, i Polacy mieszkający w Rosji. Ale przygniatającą większość stanowią Polacy, którzy święcie wierzą w to, co piszą. Instruktor odnowy biologicznej w salonie kosmetycznym. Urzędniczka w pomorskim powiatowym centrum pomocy rodzinie. Internista z niewielkiej przychodni w centralnej Polsce. Lektorka języka rosyjskiego z uczelni wyższej. A także: opiekunka społeczna, analityk w dużej korporacji, prokurent u producenta urządzeń młynarskich, ratownik WOPR. To tylko kilka z kilkuset zawodów, które wykonują ludzie należący do sieciowej grupy "Noworosja - Doniecka Republika Ludowa" - pisze "Gazeta Wyborcza.

Reklama

Zdaniem "GW" proputinowskie trolle śmieją się z takich określeń jak: agenci wpływu, agenci Kremla.

Jak czytam, że jestem agentem, to czuję się prawie jak James Bond - komentuje cytowany przez gazetę Marcin. No popatrz, może Moskwa wreszcie zacznie mi płacić za to, co robię za darmo - dodaje Michał.

Krzysztof zaś dodaje, że dla niego takie określenia, to zaszczyt.

Dla wielu z nas możliwość zrobienia czegokolwiek, co pomoże Rosji lub ułatwi stworzenie Unii Słowian, jest marzeniem. A legitymacja GRU (rosyjski wywiad wojskowy)- największym pragnieniem - dodaje.

Dziennikarz "GW" czytał rozmowy w grupach, które kibicują donieckim rebeliantom, od kilku miesięcy.

Reklama

Parę dni temu pisałem o banderowcach, Wołyniu i powstaniu w Donbasie. Od minusów przy moich komentarzach było czerwono jak na fladze ChRL. Nazywali mnie agentem Putlera, wysyłali do Moskwy. Ale dzisiaj nagle prawie wszyscy przejrzeli na oczy. Odkryli, że na Ukrainie jest nazizm. Zmienia się świadomość w narodzie - napisał jeden z trolli.

Członkowie tych grup zdaniem "GW" publikują i tłumaczą informację z rosyjskich mediów, które biorą za pewnik. Wielu z nich działa nie tylko w sieci, ale też w realu. Wśród trolli brak jest sympatyków PO i PiS, jednocześnie wszyscy nienawidzą Jarosława Kaczyńskiego. Bo jest rusofobem, a jego działania szkodzą polskiej racji stanu i nam. A Donald Tusk do tej pory co najwyżej chodził na łańcuszku Waszyngtonu i Brukseli.

Później jednak padły słowa Radosława Sikorskiego o spotkaniu Putin-Tusk, podczas której rosyjski prezydent miał oferować polskiemu premierowi udział w rozbiorze Ukrainy. Sprawa wywołała w gronie trolli gorące dyskusje.

Rosjanie dawali nam Lwów niemal na tacy! Jakim trzeba być durniem i miernotą, by taką okazję zmarnować! - grzmieli fani Donieckiej Republiki Ludowej.

Nie wszyscy się jednak zgadzali z takim punktem widzenia. Przecież to ordynarna prowokacja i urabianie opinii publicznej - twierdził Konrad, a Dariusz, który pod Pałacem Kultury stał z transparentem "Jarosław, przeproś za Banderę" dodawał, że z punktu widzenia interesów Polski przyłączenie części Ukrainy byłoby kompletną porażką.

Większość trolli bowiem oddziela interes Polski od interesu Rosji. "Słowiańska" współpraca tak, ale bez uzależniania Polski od Kremla - pisze "Gazeta Wyborcza". Jej zdaniem większość trolli marzy o unii narodów słowiańskich, a jeśli nie, to chociaż o Partii Zjednoczonych Słowian.

CZYTAJ TAKŻE: Schetyna: Rosyjski dziennikarz bez akredytacji na wniosek ABW>>>