Gdy jednak wyborcy uznają, że wycofanie się krakowskiego polityka naprawdę jest podyktowane względami rodzinnymi, że ustąpił żonie miejsca na scenie, że to łzawy melodramat z polityką w tle, a nie mafijna rozgrywka, to sprawa nie będzie miała większego znaczenia sondażowego.

Reklama

Jak więc było z tym Rokitą? Spójrzmy na przebieg piątkowych wydarzeń. Rano w radiowej "Trójce" Nelly Rokita stwierdza, że "raczej nie wystartuje" w wyborach parlamentarnych. Już po wyjściu ze studia (prowadziłem tę rozmowę) dorzuca: "Ale może co innego będę robiła? Tyle ciekawych wyzwań wokół, prawda?"

Dzień zapowiada się leniwie. W Platformie trwa kolejna runda rozmów Rokita - Schetyna - Tusk na temat kształtu krakowskiej listy partii. Rozmowy idą nieźle. O 14, kiedy rozpoczyna się przerwa w rozmowach, wszystko wydaje się zmierzać do dobrego finału. Ludzie Rokity niemal na pewno mają kandydować, ale będą też politycy mu wrodzy. A więc kompromis. Rokita jest w dobrym humorze. Nie zamierza rezygnować. Ma też dość jasny plan - jeśli Platforma wygra, weźmie Ministerstwo Sprawiedliwości po Zbigniewie Ziobrze. Duże wyzwanie, ale i szanse na pokazanie własnej jakości.

Tak wygląda sytuacja do chwili, kiedy kilka minut przed 15 wiadomość podają PAP, a chwilę potem czerwieni się pasek TVN 24. Stamtąd właśnie o decyzji prezydenta powołującego Nelly Rokitę na doradcę do spraw kobiet dowiadują się współpracownicy posła. Dzwonią do niego. Jest według ich relacji zszokowany. - Prędzej spodziewał się rezygnacji prezydenta - mówi jeden z jego współpracowników. Inny dodaje:- Ona naprawdę nic mu nie powiedziała!

Reklama

Rokita natychmiast zwołuje politycznych przyjaciół. Na krótkiej naradzie nikt nie oponuje, że sytuacja jest dla niego wysoce niekomfortowa. Na dodatek w pierwszych po nominacji wypowiedziach Nelly nie pozostawia złudzeń, że nie zamierza ograniczać się do kobiecych tematów, że będzie mocno atakowała Tuska i PO.
Po kilku kwadransach zapadła decyzja o rezygnacji Jana Rokity z kandydowania ogłoszona potem w programie Andrzeja Morozowskiego. Tak wygląda rekonstrukcja wydarzeń.

A więc tylko sprawy osobiste? To był najważniejszy motyw. Były też inne - Rokita według niektórych jego współpracowników uznał, że skoro już sytuacja się zdarzyła, to warto zagrać va banque i na jakiś czas się wycofać. Czuł się coraz słabszy. - Czuł, że przegrywa z krakowskim plastikiem, że podobnie jest w całej PO. Nabierają znaczenia ludzie bez twarzy i nazwisk. Kwestią czasu był kolejny ich atak na niego - opowiada jedna z osób znających kulisy sprawy.

I na pewno ma trochę racji. Zmęczenie kłótniami w PO musiało zrobić swoje. Ale nie to było najważniejsze. Zdecydowały naprawdę kwestie rodzinne. Ta sprawa osłabi mocno PO, zwłaszcza w przyszłości, bo nie wierzę w dobrą politykę bez mądrych i uczciwych polityków, niezależnie od liczby machających flag na wiecach. Ale na pewno nie położy Platformy na łopatki przed wyborami.Tusk może odetchnąć z ulgą, choć w sumie nie ma powodów do radości. Od piątku jest jeszcze bardziej samotny.