Jeśli jeszcze potwierdzą się pogłoski o starcie z list Samoobrony Józefa Oleksego oraz Piotra Ikonowicza, były wicepremier będzie mógł odtrąbić kolejny sukces.

Samoobrona od dawna jest bowiem spółką z ograniczoną odpowiedzialnością. Szyldem, pod który podpina się ten, kto akurat ma pieniądze, znane nazwisko i ochotę na poselski mandat. A że tych dóbr coraz mniej w Samoobronie, Lepper sięga po postkomunistów i postacie typu Zygmunt Wrzodak. Pachnie to wszystko średnio, ale znacząco zwiększa szanse lepperowców na ponowne wejście do Sejmu.

Reklama

Zresztą konsekwencje będą też inne. Manewr lidera Samoobrony to bardzo zła wiadomość dla Lewicy i Demokratów. Niszczy z takim trudem zbudowany przekaz jedności tej koalicji. Nagłaśnia żale i zarzuty Millera i Oleksego. Buduje średniej jakości, ale jednak, lewicowo-postkomunistyczną alternatywę.

Niezbyt zadowoleni mogą też być wielcy gracze: PO i PiS. Bo każda z tych partii szansę na wynik bliski lub nawet powyżej 231 mandatów, czyli większości dającej prawo samodzielnego rządzenia, ma tylko w sytuacji, gdy do Sejmu wejdą najwyżej trzy partie.

Reklama

Wtedy premia za zwycięstwo będzie naprawdę duża. W wypadku, gdy w parlamencie znajdzie się na przykład pięć ugrupowań, nawet wynik powyżej 30 procent poparcia oznacza konieczność szukania koalicjanta.

W jakiejś mierze to wszystko komplikuje także wybór Polaków. Bo co na przykład wyjdzie z takiego wyniku wyborów: PO i PiS prawie remisują, a w Sejmie znajdują się też LiD, PSL, Samoobrona i - co jednak najmniej prawdopodobne - LPR? Jaki układ rządowy się z tego wykluje? Niespodzianka może być większa niż w 2005 roku, a kształt rządu równie daleki od oczekiwań głosujących jak wtedy.