Tak, wiem, wszyscy mamy z Anną Walentynowicz problem. Jej zasługi są niepodważalne i o tym, że jest ona bohaterką naszej wolności, kogo jak kogo, ale Pana nie muszę przekonywać. Tę kobietę o iście filmowym życiorysie w Peerelu inwigilowało stu agentów, to ona stała u początków "Solidarności", w stanie wojennym ją więziono, próbowano otruć, stawiano przed sądami, opluwano.

Reklama

Kiedy my w 1989 roku świętowaliśmy wolność, ona walczyła dalej, coraz bardziej samotna, niezrozumiana. Wielu Polaków, w tym ja, nie podzielało jej poglądów i wizji historii, ale nie czas teraz na rozliczanie jej z racji. Teraz jest czas na wspólny pokłon i jedno wielkie dziękuję. Wszyscyśmy jej to winni.

Wiedziona tymi pobudkami grupa blogerów poprosiła kierowaną przez Pana Ministra kancelarię o 30 tys. złotych na zorganizowanie uroczystości ku czci Pani Anny. Dostali odpowiedź podpisaną przez dyrektora Rafała Hykawy, że w takiej kwoty w budżecie nie ma. Jednocześnie premier Tusk poprosił członków zarządu spółki PL.2012 o zwrot nagród, które dostali za zeszły rok. Każdy z nich zainkasował po blisko 111 tysięcy. Tak, wiem, panie ministrze, to zupełnie inne pieniądze, w zupełnie innym budżecie, zupełnie innego resortu i nie można ich ot tak przenieść. Zapewne poszedłby pan z to do więzienia. Ale znaczy to, że jakieś pieniądze są, a i też nie proszę pana o pół miliona. Proszę o 30 tysięcy złotych i wiem, że tyle mógłby Pan znaleźć.

Rozumiem, że stawiam Pana w trudnej politycznie sytuacji, bo niewykluczone, że Pani Anna pieniędzmi tymi wzgardzi, a w dodatku publicznie obrazi rząd, którego jest Pan ministrem. To niestety możliwe, ale też ma Pan Minister szansę na przełamanie swoistej dwoistości historii, którą Polska zafundowała sobie ostatnimi laty. Oto Wałęsę fetuje tylko premier, a Walentynowicz wyłącznie prezydent. Wie Pan równie dobrze jak ja i cała Polska, że to głupie i w sumie trochę obraźliwe. Dlatego raz jeszcze bardzo Pana proszę o pomoc w tej sprawie.

Reklama

Pozwolę sobie na koniec użyć argumentu osobistego. Nie, nie będę powoływał się na łączącą nas do momentu, kiedy wybrał Pan politykę przyjaźń (przynajmniej ja to tak nazywałem), choć nadal uważam, że ma pan najpiękniejsze i najfajniejsze, poza moimi, dzieci na świecie. Otóż poza tym ostatnim przekonaniem łączy nas coś jeszcze. Jak się niedawno dowiedziałem, działał Pan w Federacji Młodzieży Walczącej. Ja co prawda nie byłem jej członkiem, ale kolportowałem jej ulotki, jeżdżąc po nie do Gdańska, i bazgrałem coś na murach. O ile dobrze sobie przypominam, to FMW było pod koniec lat 80. niezmiernie pryncypialne, można by rzec, bliższe Walentynowicz niż Wałęsie.

Dziś nie ma to znaczenia, ale także z racji sentymentu do starych dobrych czasów, sprzed 20 lat, i tyluż kilogramów proszę Pana o pomoc. I z góry dziękuję.