Rozumiem go. Ogromna musi być przecież jego frustracja. Bo choć pracuje w Niemczech od kilku lat, przegapił najważniejsze w ostatnim czasie wydarzenie w stosunkach polsko-niemieckich. Krew go musiała zalać do tego stopnia, że nie dostrzegł żadnego z wydarzeń ostatnich kilkunastu godzin. W tym ostrzeżenia pełnomocnika rządu ds. stosunków z Niemcami profesora Bartoszewskiego, że nominacja Eriki Steinbach do rady mającej zarządzać "Widomym Znakiem" doprowadzi do odwołania szeregu zaplanowanych na ten rok spotkań polsko-niemieckich przywódców. I rady dla Berlina szefa naszego MSZ Radosława Sikorskiego, aby nie lekceważył misji byłego więźnia obozu koncentracyjnego w Auschwitz i honorowego obywatela Państwa Izrael. Nie zwrócił też uwagi, że po raz pierwszy od dawna prezydent Lech Kaczyński w tej sprawie działa na jednej linii z rządem. Nie miał czasu, aby rzucić okiem na największy opiniotwórczy niemiecki tygodnik "Der Spiegel", który w niedzielę ostrzegł, że nominacja Steinbach będzie oznaczała "poważną próbę dla stosunków polsko-niemieckich".

Reklama

Ale jest też inny problem: ze zwykłą umiejętnością czytania prostych tekstów. Otóż wbrew zarzutom korespondenta "Wyborczej" nigdy nie napisaliśmy, że jeśli profesor Bartoszewski "nie dostanie tego, co chciał, to poda się do dymisji". Powołując się na źródła dyplomatyczne, ostrzegliśmy natomiast, że "w razie ich (rozmów w Berlinie) niepowodzenia, Władysław Bartoszewski mógłby nawet zrezygnować ze stanowiska". I to jednocześnie przytaczając dwa zdania dalej wypowiedź samego profesora, że dymisji nie planuje. Sygnał o tym, że źródła bliskie premierowi potwierdzają możliwość dymisji Bartoszewskiego kilka godzin po naszych doniesieniach potwierdziła zresztą PAP. Tyle że portal "Wyborczej", jako jedyny w Polsce, umieścił tę depeszę z tym jednym zdaniem wyciętym.

I na koniec przypomnienie podstawowych zasad etyki dziennikarskiej: gdy jakieś medium pierwsze podało informację, to się je cytuje. Tak zrobiły wszystkie polskie media, powołując się w tej sprawie na DZIENNIK. Poza jednym dziennikarzem: berlińskim korespondentem "Gazety Wyborczej".

Jędrzej Bielecki