Prof. Andrzej Zybertowicz z Kancelarii Prezydenta uważa, że ekspertyzy nie zamykają sprawy "Bolka". - Zbyt dużo interesów opleciono wokół Bolka, jako pewnego kapitału politycznego, jako narzędzia polityki antypisowskiej. Ci, którzy przez te wszystkie lata, wbrew ewidentnym faktom, odmawiali przyjęcia prawdy, dalej będą utrzymywali tę "bolkowatość", jako pewien styl myślenia III RP - powiedział Zybertowicz w programie Polsat News o Radia ZET. Według niego od 2008 r. nie ulega żadnej wątpliwości, że człowiek, który twierdzi, iż nie był "Bolkiem" ma jakiś kłopot z kontaktem z rzeczywistością.

Reklama

- Problem nie polega na tym, że młody robotnik, być może zaszczuty, podjął współpracę z SB. Problem polega na tym, że w wolnej Polsce przez ponad 20 lat utrzymywano go w kłamstwie, wytworzono system, w którym podtrzymywano jego wszystkie zaprzeczenia, system, w którym ciąganie po sądach ludzi, którzy mówili prawdę, traktowano jako właściwy sposób obrony pewnych interesów - wyjaśnił. Według niego "poziom zakłamania jest tak wysoki, że ta sprawa nie będzie rozstrzygnięta dla bardzo wielu osób".

Z diagnozą Zybertowicza zgodził się wiceminister kultury Jarosław Sellin. - Nie ulega żadnej wątpliwości, że dramatyczny życiorys Lecha Wałęsy miał ten epizod - długi, bo kilkuletni - współpracy z SB. To jest udowodnione (...), co nie umniejsza oczywiście zasług Lecha Wałęsy w latach 80-tych, ale każe nam zastanawiać się nad tym, czy nie należy pisać historii Solidarności i historii III RP, zwłaszcza prezydentury Lecha Wałęsy po prostu na nowo - uważa Sellin.

Według niego Lech Wałęsa, jako czołowy polski polityk, "mógł mieć w tyle głowy ten problem, który za nim szedł, czyli jego pamięć, że ma niechlubny i haniebny epizod w swoim życiorysie w latach 70-tych". Zdaniem Sellina to mogło powodować "pewne uzależnienia i uwikłania". Wiceminister dodał, że Wałęsa nie potrafił przeprosić za haniebne rzeczy, które były w jego życiorysie, co jest także jego dramatem osobistym.

Reklama

Także dla Tomasza Rzymkowskiego (Kukiz'15) od lat oczywiste jest, że Lech Wałęsa to TW "Bolek". - Dziś problem polega na tym, że Lech Wałęsa pozywa tych wszystkich ludzi, którzy mówią prawdę (...). To jest haniebne dla Lecha Wałęsy, bo (...) gdyby wyszedł do narodu i powiedział: słuchajcie złamałem się, zrobiłem rzecz głupią, straszną, wystraszyłem się, przepraszam, to podejrzewam, że społeczeństwo polskie przyjęłoby to z wielką ulgą. Ale Lech Wałęsa brnie w to kłamstwo - ocenił poseł.

Natomiast według Marka Sawickiego (PSL) Wałęsa pewnie będzie oceniany przez następne 50 lat, a wnioski z tych ocen będą różne. - Patrzę trochę na środowisko solidarnościowe, gdzie znowu próbuje się odnaleźć, czy na nowo wyznaczyć liderów, czy bohaterów tamtych przemian. Myślę, że trzeba trochę czasu, by uczciwie, z refleksją, z odniesieniem do dokumentów dokonać tej oceny - mówił ludowiec.

- Jedna ekspertyza jeszcze nie przesądza o wszystkim. Wiemy, że czasy były bardzo trudne, że wielu ludzi dało się złamać, ale też niewielu ludzi po współpracy z SB wróciło na drogę cnoty i walki o wolność - dodał. Podkreślił, że nikt nie odbierze Wałęsie tego, co zrobił w latach 80-tych i latach 90-tych, tymczasem prawica próbuje całkowicie zdyskredytować Lecha Wałęsę. - O ile słabości Lecha Wałęsy tak mocno przeszkadzają, o tyle słabości innych, także dziś czynnych polityków, już prawicy nie przeszkadzają - zaznaczył Sawicki.

Reklama

Wiceminister ON Bartosz Kownacki (PiS) zgodził się ze zdaniem, że "nikt nie może zabić oceny Lecha Wałęsy poza samym Lechem Wałęsą". Jego zdaniem były prezydent sam robi to od 1992 roku - czasu obalenia rządu Jana Olszewskiego. - Gdyby się przyznał wtedy, stanął po właściwej stronie i powiedział, że chce rozliczenia przeszłości - nawet tylko swoich własnych popełnionych błędów - to jego legenda wyglądałaby zupełnie inaczej - argumentował w programie "Kawa na Ławę. - Trochę mi żal, że postać, która tak świetnie mogłaby się zapisać w powojennej historii Polski, tak rozmienia się na drobne - dodał.

- Trzeba się zastanowić, jak daleko Lech Wałęsa i inne osoby, które były podejrzewane lub rzeczywiście współpracowały ze służbami specjalnymi PRL, podejmowało decyzje w latach 90. i dwutysięcznych, nie kierując się polską racją stanu i swoim przekonaniem co jest słuszne, tylko dlatego, że obawiało się, że jakaś teczka wypłynie albo informacja zostanie sprzedana - zauważył Kownacki. - Ile rzeczy w Polsce zadziało się źle dlatego, że nie przeprowadziliśmy w Polsce w latach 90. lustracji? (...) Grali tym funkcjonariusze służb specjalnych, którzy wpływali na decyzje ważnych polityków i urzędników państwowych. (...) Być może dzisiaj jest to sprawa bardziej dla historyków niż polityków i prokuratorów. Warto się zastanowić, ile decyzji Wałęsy i innych osób było w ten sposób kierowanych i jak one rzutują na stan dzisiejszy - dodał.

Zdaniem sekretarza stanu w Kancelarii Prezydenta Adama Kwiatkowskiego potwierdzenie współpracy Lecha Wałęsy ze Służbą Bezpieczeństwa nie jest przełomowe dla oceny pierwszego lidera Solidarności. - To potwierdzenie tego, o czym się mówiło. Trzeba o tym teraz jasno powiedzieć. To każe już chyba wszystkim patrzeć na Lecha Wałęsę w innym świetle - powiedział w TVN 24.

W opinii Agnieszki Ścigaj (Kukiz'15) największym rozczarowaniem dotyczącym Wałęsy jest, że "legenda brnie w narrację, która absolutnie nie godzi się człowiekowi honoru, za którego chciałby uchodzić". - Każdy, także legenda, jest zwykłym człowiekiem. Wystarczyłoby, aby Wałęsa powiedział: "Tak, była taka sytuacja. Miałem z tym do czynienia, okoliczności mnie do tego zmusiły, inni ludzie mnie do tego zmusili. Przepraszam, żałuję" - powiedziała posłanka.

- To by wystarczyło, wszyscy - a przynajmniej moje pokolenie - mielibyśmy takie poczucie, że cała ta dramatyczna historia z czasów komunizmu i późniejszymi rzeczywiście łamała karki wielu ludziom, którzy być może chcieli być zacni i chcieli być liderami. Natomiast to zachowanie teraz, kiedy mamy wolny kraj i kiedy możemy przyznać się do swoich błędów, jest absolutnie niehonorowe. Nie to, co się działo przedtem, tylko bardziej to, jak teraz zachowuje się pan prezydent, dyskredytuje go w moich oczach. Absolutnie nie wyobrażam sobie jego udziału w życiu publicznym i w tym, żeby on teraz w jakiś sposób próbował kreować rzeczywistość polityczną - dodała.

Kamila Gasiuk-Pihowicz (Nowoczesna) wyraziła podczas "Śniadania w Radiu ZET" opinię, że kwestiami tak zamierzchłej przeszłości powinni zajmować się historycy, a nie politycy. - Jeżeli chodzi o fakty, to nie mamy jeszcze tej ekspertyzy (...). Dziwi mnie w jakimś sensie, skoro już się zajmują tym politycy, ta wielka satysfakcja na twarzach polityków PiS, którą teraz widzę, bo Lech Wałęsa był wielkim człowiekiem i dokonał wielkich rzeczy - mówiła posłanka.

- Na całym świecie jest postrzegany jako człowiek, któremu naprawdę udało się zrobić bardzo wiele dobrego. Wszyscy się dziwią dlaczego Polska niszczy ten jeden z symboli tak mocno rozpoznawalny na całym świecie - mówiła. Dodała, że patrzy na sprawę także w ludzkim wymiarze. - To był młody człowiek, który - jeżeli nawet zdarzyło mu się potknąć na początku lat 70-tych (...), to całe lata jego działalności udowodniły, że stał po właściwej stronie mocy- dodała.

Z Gasiuk-Pihowicz zgodził się Adam Szłapka (Nowoczesna), który uważa, że polityczne wykorzystywanie teczek Wałęsy to "miecz obosieczny". - Nie da się zakwestionować roli Lecha Wałęsy po 1989 roku. (...) O różnego rodzaju plotkach i pogłoskach, że miał jakiś epizod współpracy z SB w latach 70., mówiło się od dawna - przypomniał. - Ciekawym jest to, że w 1990 i 1991 roku Jarosławowi i Lechowi Kaczyńskim zupełnie to nie przeszkadzało, mimo, że o tym mówiono. To stało się wielkim problemem politycznym i sprawą olbrzymiej nagonki, gdy obaj Kaczyńscy, wtedy najbliżsi współpracownicy Wałęsy, zostali wyrzuceni z hukiem z Kancelarii Prezydenta i Biura Bezpieczeństwa Narodowego - dodał.

Jak podkreślił Szłapka, granie teczkami przez Kaczyńskiego jest największym zwycięstwem SB. - Kaczyński gra na tym od wtedy, kiedy Wałęsa przestał mu być potrzebny i przestał się podobać. To była gra na zniszczenie jedności, bo kto zrobił wojnę na górze i rozwalił Solidarność, jak nie Kaczyński? Grał całe lata 90., próbując konsolidować swoje środowisko - powiedział.

- Być może próbuje tymi teczkami esbeckimi przepisać historię, żeby obniżyć zasługi Lecha Wałęsy i wybielić samego siebie (...), a swoją legendę chce zbudować swoją legendę na niszczeniu innych? - pytał.

Stanisław Gawłowski (PO) mówił, że nikt nie ma wątpliwości, iż Lech Wałęsa to wielki Polak i wielki człowiek. - Nawet jak PiS będzie bardzo mocno obrzucał Lecha Wałęsę błotem, to jest to ktoś, kto doprowadził do przełomu w Polsce w 1989-1990 roku, człowiek za którym miliony Polaków poszły i uwierzyły, że Polska może być najlepszym krajem - tłumaczył poseł PO. Według niego to, że dziś PiS-owi potrzebny jest atak na Lecha Wałęsę, nie jest niczym nadzwyczajnym.

- W moim przekonaniu to, co jest budowane wokół Lecha Wałęsy, to jest obraz kłamstw i pomówień. Lech Wałęsa dzisiaj jest już tylko symbolem, on nie jest aktywny politycznie - powiedział Gawłowski. Jego zdaniem PiS bardzo by chciało, by zbudować pomnik Jarosławowi Kaczyńskiemu, a z tego pomnika zdjąć Lecha Wałęsę. - Ale to pisanie historii na nowo, ta historia nie jest prawdziwa. Wszyscy wiemy, gdzie był Jarosław Kaczyński w latach 80-tych i gdzie był Lech Wałęsa, po której stronie i kto bardzo mocno walczył z komuną, a kto raczej siedział w domu i stał z boku - dodał.

Krzysztof Hetman (PSL) w TVN 24 ocenił, że dzisiaj wyraźnie widać, że historię Polski pisze się teczkami SB. - Straszne jest to, że wiele środowisk daje bezwarunkową wiarę w to, co się w nich znajduje. Patrząc z tej perspektywy, zaraz się okaże, że ten wielki sukces w 1989 roku nie należał do Solidarności, Polaków i robotników, tylko że to była jakaś sztuczka Jaruzelskiego, Kiszczaka i podległych im służb - argumentował. - Ci, którzy chcą zohydzić symbol wolnej Polski, jakim jest Lech Wałęsa, mogą się bardzo zdziwić za 5, 10 albo 15 lat. Może wtedy wypłyną kolejne teczki na tych, którzy dzisiaj dają absolutną wiarę temu, co jest w aktualnie otwieranych teczkach? - zastanawiał się poseł.

Sławomir Neumann (PO) zapowiedział z kolei, że nawet potwierdzenie agenturalności Wałęsy niczego nie zmieni w relacjach PO-Wałęsa. - Nikt nie zabije legendy Lecha Wałęsy i co zrobił dla Polski. (...) Wałęsa twierdzi, że to są dokumenty spreparowane przez Służbę Bezpieczeństwa PRL. Nie mam powodu mu nie wierzyć. Mamy nieoficjalne przecieki o jakiejś ekspertyzie, nie mamy jej jeszcze na papierze. Wielu badaczy i osób ze starej pierwszej Solidarności, które były z Lechem Wałęsą na ścieżce wojennej, od początku oskarżały go o współpracę z SB - przypomniał.

- Wmawianie ludziom, że Wałęsa jako tajny współpracownik SB oraz Kiszczak z Jaruzelskim jako ci, którzy byli na czele komunistycznego establishmentu, obalili komunę to absurd. Gdzieś trzeba zachować rozsądek. Zobaczymy tę ekspertyzę. Lech Wałęsa twierdzi, że nic takiego nie miało miejsca. To jest człowiek, który całe swoje życie poświęcił walce z reżimem komunistycznym i ze służbami bezpieczeństwa reżimu komunistycznego o wolną, niepodległą Polskę - dodał.

Według nieoficjalnych źródeł PAP, opinia dot. teczki TW "Bolek", przygotowana przez Instytut Sehna w Krakowie, potwierdza współpracę Lecha Wałęsy z SB. Oficjalną informację nt. opinii IPN ma przedstawić na konferencji prasowej we wtorek.

Wałęsa, pytany w sobotę o nieoficjalne informacje PAP odparł: - Jest to kłamstwo. Mam nadzieję, że kiedy sądy będą właściwe, będzie to udowodnione.

W niedzielę natomiast mówił dziennikarzom: - Jeszcze nie ma stanowiska, a wy już bredzicie ile tylko się da. To po pierwsze. A po drugie to Kiszczak zrobił donosy dwa razy na mnie, a nie ja na niego. I na podstawie tych dowodów jest cała ta sprawa. Na moim Facebooku możecie zobaczyć świadków, dokumenty i fakty. Musicie wybrać, czy Kiszczak, na którego wisi tyle dowodów, ze zbrodniami włącznie, który chciał mnie też i zabić - tam też jest dowód - i jemu niektórzy dają wiarę. To jest tragiczne w tym wszystkim.