Ostatnią noc Sejmu miały wypełnić debaty nad wnioskami o odwołanie ministrów. Ale Jarosław Kaczyński zrobił psikusa i sam ich odwołał, więc posłowie odetchnęli z ulgą. Jedni - bo mogli jechać do domu. Drudzy - bo poszli spać. A jeszcze inni - bo można było zacząć imprezę pożegnalną.

Reklama

Zmęczeni czekaniem na głosowanie

Gdy dziennikarze oczekiwali na konferencje prasowe marszałka Sejmu i premiera po głosowaniu nad skróceniem kadencji, wielu posłów wybrało już okolice... sejmowej kaplicy. Nie, bynajmniej nie po to, żeby modlić się o pomyślność w wyborach 21 października. Po prostu kolejka do jedynego w Sejmie sklepu z alkoholem była tak długa, że kończyła się tuż przed jej drzwiami. Posłowie kupowali wszystko, co miało procenty. I tak było taniej niż w sejmowych barach. Byli jednak tacy, którzy wybrali właśnie te lokale, a nie zacisza poselskich pokoi.

Jeszcze przed północą najmocniej okupowany był bar restauracji Hawełki. To lokal położony najbliżej sali obrad. Grono znanych posłów Platformy Obywatelskiej wznosiło toasty skromnym chilijskim merlotem. Stolik wyglądał jednak tak, jakby kilka podobnych butelek padło łupem tej grupy jeszcze w trakcie obrad. Niektórzy posłowie sprawiali wrażenie mocno zmęczonych długim czekaniem na głosowanie. Ale może to błędne wrażenie? Bo poseł Andrzej Grzesik z Samoobrony żądał wręcz alkomatu, a swój stan tłumaczył chorobą oczu.

Im później, tym większą popularnością cieszyła się restauracja w Nowym Domu Poselskim. Dwa przeciwległe kąty okupowali przedstawiciele największych klubów. W jednym suto zakrapiana kolacja posłów PO. Prym wiódł tam Zbigniew Chlebowski. Przy drugim stole gwiazdą był Karol Karski. Jeszcze tego samego dnia został wiceszefem MSZ. Zaledwie kilkanaście dni temu brał ślub. Powodów do świętowania nie brakowało. Kilka razy koledzy od drzwi zawracali Karskiego, który chciał wracać do domu, zapewne do nowo poślubionej małżonki.

"Hej, sokoły" i "Czarne oczy"





Najwytrwalsi tradycyjnie udali się do słynnego "baru za kratą". To kultowe miejsce topienia sejmowych smutków i oblewania parlamentarnych sukcesów. Szczególnie bezpieczne, od kiedy zakazano tu wstępu fotoreporterom i kamerzystom, którzy wcześniej wielokrotnie uwieczniali alkoholowe ekscesy wybrańców narodu.

Reklama

Popularność tego baru bierze się zapewne z tego, że pięć metrów od niego znajdują się schody prowadzące do poselskich pokoi. Łatwiej więc wrócić do siebie po zabawie, łatwo też na nią trafić, gdy w pokoju skończą się zapasy ze sklepu przy kaplicy. Taki los spotkał grupę posłów LPR: Edwarda Ośkę, Roberta Strąka i Andrzeja Mańkę, oraz dwóch byłych wszechpolaków. "Zamów pięć piw" - zachęcał były minister gospodarki morskiej Rafał Wiechecki swojego kolegę z LPR Bogusława Sobczaka, gdy już trafili do "baru za kratą".

Posłowie Ligi poruszali wiele tematów: od tego, kto powinien być gwiazdą kampanii partyjnej ("przecież klęska musi mieć swoją twarz" - nazwali rzecz po imieniu), po postulowanie, by Wojciech Szarama z PiS został nowym premierem. Skąd ten pomysł? Kilka metrów dalej bawili się właśnie posłowie PiS. Szarama z Markiem Suskim, Krzysztofem Jurgielem i Mieczysławem Golbą umilali sobie czas takimi piosenkami, jak "Hej, sokoły", "Czarne oczy" czy też "Pijmy wino, szwoleżerowie". Szarama śpiewał najgłośniej.

Całowanie Gosiewskiego w kark

O 2:30 w nocy do baru trafił Przemysław Gosiewski. I natychmiast stał się gwiazdą. Wicepremiera z PiS szczególnie adorowali Mieczysław Aszkiełowicz z Samoobrony i Krzysztof Grzegorek z PO. Przytulanie, całowanie w kark Gosiewskiego - czy ta szczególna atencja Aszkiełowicza ma jakiś związek z tym, że to jeden z trzech posłów Samoobrony, który poparł skrócenie kadencji? Odpowiedź pewnie przyniesie dopiero lista wyborcza PiS w okręgu olsztyńskim. Aszkiełowicz na pewno wiele by dał, by znaleźć się w sytuacji Tadeusza Dębickiego, który bawił przy tym samym stoliku. To były poseł Andrzeja Leppera, który w wyborach wystartuje z list PiS w Wielkopolsce.

A Krzysztof Grzegorek, poseł PO ze świętokrzyskiego, najpierw gorliwie przekonywał Gosiewskiego, że wielokrotnie bronił rządu PiS w mediach. "Panie premierze, dobrze rządziliście przez te dwa lata" - zapewniał. "Ale obiecał pan, że nie będzie agitacji politycznej" - oponował skromnie Gosiewski. "Ale to jest agitacja towarzyska, nie polityczna" - zapewniał Grzegorek.

Agitacja skończyła się przed czwartą nad ranem. Gdy Sejm opuścił Gosiewski, którego odprowadził do rządowej limuzyny poseł PiS Witold Czarnecki ("ja nic nie piję" - zapewniał wiele razy tej nocy), atmosfera szybko opadła. Gdy świtało, "bar za kratą" opustoszał.

"Wiemy, gdzie się bawić"





Gdzie bawiła się opozycja? Liderzy PO wybrali mało znane miejsce niedaleko Teatru Buffo. Zabawa była krótka, bo już po pierwszej w nocy zameldowali się w hotelu poselskim. Posłów SLD nie było widać w Sejmie i okolicach. "Wiemy, gdzie się bawić, by potem media nas nie znalazły" - mówił nam później anonimowo jeden z liderów lewicy. Ludowców reprezentowali w nocy Jan Bury i Eugeniusz Grzeszczak. Ten drugi dotarł kilka godzin potem na konwencję PSL. Bury nie pojawił się tam na scenie w gronie liderów. Tych, którzy jeszcze o 3 nad ranem widzieli go w "barze za kratą", na pewno to nie zdziwiło.