Na pewno początki są trudne. Do jego falstartu wydatnie przyczyniła się polityka. Ustawa powstawała długo. Jej autorzy zastanawiali się, jak pogodzić bransoletki z powszechnym przekonaniem, że skazany ma siedzieć. Długo była poprawiana w komisjach sejmowych. Ale wiele błędów w niej pozostało. Zawierucha w koalicji rządowej, jej rozpad i wcześniejsze wybory sprawiły, że ustawa o SDE została przyjęta w dniu, w którym posłowie skrócili swoją kadencję.
W tym całym zamieszaniu zapomniano, że same przepisy to za mało, by cieszyć się z uruchomienia systemu. Więcej – złe przepisy mogą skutecznie zablokować nawet najlepszy pomysł. Nie odrobiliśmy lekcji Szwecji czy Wielkiej Brytanii, gdzie na starcie systemu kilkanaście lat temu popełniono błędy. Do tego zapomnieliśmy o pozyskaniu akceptacji społecznej dla nowego sposobu odbywania kary i o edukacji zainteresowanych, zarówno sędziów, jak i skazanych. W efekcie koń jaki jest, każdy widzi. Jednak z oceną, czy ma szansę być czempionem, lepiej się parę lat wstrzymać.