Uchwała to dyplomatyczny majstersztyk. W zasadzie nie mówi nic konkretnego, choć między ładnymi słówkami można wyczytać, że Ukraina jest niemile widziana we Wspólnocie.
"Unia Europejska przyjmuje do wiadomości europejskie aspiracje i cieszy się z europejskiego wyboru Ukrainy" - brzmi stanowisko, podpisane przez ministrów spraw zagranicznych Wspólnoty. Co to oznacza? Ano to, że cieszymy się z pukania Ukrainy do europejskich drzwi, ale udajemy, że tego pukania nie słyszymy. Taką interpretację potwierdza nawet komisarz ds. stosunków zewnętrznych UE Benita Ferrero-Waldner.
"Ta polityka nie obejmuje rozszerzenia. Proszę zostawmy to w tej chwili tak, jak jest. Nie sądzę, by ciągłe mówienie o europejskich aspiracjach Ukrainy było w tym momencie pomocne" - mówi dyplomatycznie Austriaczka.
Tylko cztery państwa (Polska, Wielka Brytania, Szwecja i Węgry) chciały, by w uchwale podkreślić, że drzwi Unii są dla Ukrainy otwarte. Polska nalegała, by znalazł się tam zapis o "perspektywie europejskiej" dla Ukrainy. Nic z tego nie wyszło. Zostaliśmy przegłosowani i zapis został wykreślony.
Obecnie Unia w kontaktach z Ukrainą posługuje się starą umową o partnerstwie i współpracy z 1994 roku. Ukraińcy czekają na nową umowę, która konkretnie mówiłaby o tym, czy mają szanse na członkostwo, czy nie. Chcą też w nowej umowie zapisać paragrafy o współpracy energetycznej na wypadek braku dostaw ropy lub gazu z Rosji.
Okrągłe słówka i puste deklaracje - tak można streścić unijną uchwałę o partnerstwie z Ukrainą. Nie można z niej wyczytać, czy Bruksela chce Ukrainy we Wspólnocie, czy nie. Nie wiadomo, czym jest "strefa wolnego handlu", w której mają się znaleźć Ukraińcy. A całe to bicie piany tylko po to, by zniechęcić do starań o członkostwo. Ale tak, by się nie obrazili.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama