Kancelaria premiera - a ściślej jej centrum obsługi - tak dobrała kryteria wyboru firmy sprzątającej, że nawet średniemu przedsiębiorstwu trudno będzie im sprostać. W warunkach dotyczących zamówienia zastrzeżono, iż wykonawca musi dysponować "co najmniej 5-cioma pracownikami sprzątającymi z poświadczeniem bezpieczeństwa wydanym przez krajowe władze bezpieczeństwa, upoważniającym do dostępu do informacji niejawnych, stanowiących tajemnicę państwową - do poziomu tajne".

>>>Afera wokół prywatyzacji Enei

Dziennik.pl ustalił, że wynajęci na zewnątrz do sprzątania budynków administracji państwowej pracownicy czasami starają się o certyfikaty bezpieczeństwa. Jednak Mariusz Błaszczak, szef kancelarii na Ujazdowskich za rządów PiS mówi, że żądanie certyfikatów dostępu do dokumentów tajnych to przesada. "Dziwi mnie ten poziom. Przecież sprzątaczki mogą być co najwyżej proszone o usługi w pomieszczeniach, gdzie są dokumenty opatrzone najniższą klauzulą, czyli <zastrzeżone>"- mówi Mariusz Błaszczak.

>>>Sawicka idzie pod sąd za korupcję

Kancelaria raczej nie poszukuje małej firmy. Specyfikacja zamówienia przewiduje, że wygrana firma musi udowodnić, iż realizowała w ostatnich trzech latach duże przedsięwzięcia. Wykonawca musi udowodnić, że wykonywał co najmniej trzy duże usługi rocznie (o wartości 100 tysięcy złotych każda). Dodatkowo musi być ubezpieczony na kwotę 300 tysięcy złotych.

>>>Afery senatora Misiaka nie było

"W imię ograniczania kosztów rozpisuje się przetarg, w którym może wygrać niewiele firm działających na polskim rynku. A więc to jest działanie zupełnie nieracjonalne. Chyba że chodzi o złe intencje. A jakie są te złe intencje, to każdy rozsądny może sobie łatwo dopowiedzieć" - powiedział Błaszczak.

>>>Tusk woli kaszankę, a Schetyna kawior

Poseł przypomniał przy okazji, że w urzędzie powinna działać kancelaria tajna, w której przechowywane są wszystkie tajne dokumenty. Pokój powinien być zawsze zamknięty, a przechowywane w nim dokumenty zaplombowane. Tymczasem, w specyfikacji zamówienia zastrzeżono, że sprzątaczki nie będą mogły wchodzić tylko do gabinetów ministrów.

Rzecznik rządu Paweł Graś powiedział dziennikowi.pl, że "nie spotkał się z podobną sprawą". Obiecał, że na pewno się jej przyjrzy". "Ale dopiero, gdy wrócę z wakacji, czyli we wtorek" – powiedział Graś.

















Reklama