Decyzja o umorzeniu zapadła 15 maja w Prokuraturze Okręgowej w Ostrowie Wielkopolskim. Podjął ją prokurator Aleksander Głuchow z Prokuratury Rejonowej w Pleszewie. Z dokumentów, do których dotarł DZIENNIK, wynika, że został on delegowany do prokuratury okręgowej dokładnie na miesiąc. Nigdy wcześniej nie prowadził spraw aferalnych, specjalizuje się w wypadkach drogowych. Umorzył śledztwo tuż przed końcem delegacji.

Reklama

>>>Jeszcze w marcu aresztowano kolejnych podejrzanych

Samoloty i jacht wracają do podejrzanych

W tej samej chwili mogły wystrzelić korki od szampana w siedzibie poznańskiej spółki Ekoenergia. Jej właściciel Marek B. wraz z trzema najbliższymi współpracownikami po trzech latach przestał być podejrzanym o udział w zorganizowanej grupie przestępczej i pranie brudnych pieniędzy. Odzyskał także zarekwirowaną na poczet roszczeń Skarbu Państwa część gigantycznego majątku.

Reklama

"Tylko na bankowych kontach zabezpieczyliśmy 30 milionów" - relacjonuje DZIENNIKOWI oficer policyjnego Centralnego Biura Śledczego.

Na lotnisku w podpoznańskich Ławicach policjanci zajęli wtedy cessnę cittation wartą ponad 2 mln zł oraz helikopter Mi-2. W jednym z greckich portów odnaleźli również należący do Marka B. luksusowy jacht pełnomorski.

"Paliwowy gang wkrótce stanie przed sądem"

Reklama

>>>Tak miała działać mafia paliwowa

Nic nie wskazywało wcześniej na taki obrót sprawy. "Zakończenie tego śledztwa jest priorytetem. Paliwowy gang stanie wkrótce przed sądem" - zapewniali jeszcze na przełomie lutego i marca tego roku na specjalnie zorganizowanej konferencji prasowej szefowie Prokuratury Okręgowej w Ostrowie Wielkopolskim. "Termin zakończenia śledztwa zależy od pomocy prawnej, o którą zwróciliśmy się do innych krajów" - tłumaczyła przewlekłość śledztwa, trwającego od 2006 r., szef pionu śledczego Agata Kobiela-Kurczaba.

Śledztwo nie miało szczęścia. Jak ustalił DZIENNIK, szefowie ostrowskiej prokuratury dwukrotnie odsuwali od sprawy prowadzących prokuratorów: pierwszego w 2008 r., drugiego na wiosnę 2009 r. Z jakich przyczyn?

DZIENNIKOWI udało się dotrzeć do jednego z nich. "O kulisach odsunięcia mnie, mojego kolegi i umorzenia tej sprawy mogę mówić jedynie przed swoimi najwyższymi przełożonymi, np. prokuratorem krajowym i ministrem sprawiedliwości. Obowiązuje mnie rygorystyczna tajemnica służbowa" - tłumaczy prokurator Grzegorz Florczak.

Jak ustalił DZIENNIK, obydwaj prokuratorzy chcieli skierować do sądu akt oskarżenia. Prokurator Głuchow, który jako ostatni przejął śledztwo, zdecydował inaczej.

"Sprawa zajmuje 300 tomów akt. To drobiazgowe analizy przepływów finansowych między spółkami rejestrowanymi m.in. na Białorusi, Łotwie, w Uzbekistanie i USA. Ten prokurator nigdy wcześniej nie prowadził spraw aferalnych. Jak w tak krótkim czasie mógł podjąć merytoryczną decyzję?" - pyta jeden ze śledczych znających dokładnie sprawę.

"Sprawa Ekoenergii? Nie kojarzę..."

Czym się kierował Głuchow? "Sprawa Ekoenergii? Nie kojarzę... Proszę ewentualnie pytać w prokuraturze okręgowej" - odpowiedział DZIENNIKOWI prokurator. Czy w swojej karierze prowadził już poważne aferalne sprawy? "Nie odpowiem" - skwitował.

A jak szefowie prokuratury w Ostrowie tłumaczą swą decyzję? "Chodziło o sprawne poprowadzenie śledztwa, dlatego sięgnęliśmy po prokuratora z rejonu. Podjął czysto merytoryczną decyzję. Niestety prokuratorzy zajmują się wszystkim, nie ma u nas specjalizacji: raz się robi sprawę wypadku, raz zabójstwa i poważną aferalną" - mówi Agata Kobiela-Kurczaba.

Prokuratorzy piszą list do Czumy

Sprawa może mieć ciąg dalszy. DZIENNIK ustalił, że kilku prokuratorów z Ostrowa napisało właśnie list do ministra sprawiedliwości Andrzeja Czumy. Chcą z nim m.in. porozmawiać o umorzeniu sprawy Ekoenergii. Są przekonani, że to śledztwo zostało umorzone w podejrzanych okolicznościach. "Zażądałem, aby akta tej sprawy trafiły do biura przestępczości zorganizowanej, gdzie decyzja o umorzeniu zostanie zbadana" - mówi zastępca prokuratora generalnego Edward Zalewski. Prokuratura Krajowa może w pół roku po umorzeniu śledztwa podjąć je na nowo.

Dlaczego jednak Prokuratura Krajowa nie nadzorowała tak ważnej sprawy? DZIENNIK ustalił, że śledczy przyglądali się jej przebiegowi jedynie do przełomu 2006 i 2007 r., kiedy Markowi B. i jego współpracownikom postawiono zarzuty. Potem nadzorujący śledztwo prokurator zmienił miejsce pracy i już nikt nie doglądał tej historii.