Małgorzata P., która pełniła funkcję wicedyrektora pionu łączności w centrali policji, oraz Radosław Ch., który kierował policyjną łącznością, a następnie był wiceszefem biura kryminalnego, zapłacili niemal 8 mln zł za telefony, które dotąd leżą w magazynach. Nigdy nie powstała sieć, w której mogłyby działać. Teraz śledczy z Prokuratury Okręgowej w Warszawie w ostatnich dniach marca przedstawili im zarzuty. – Chodzi o art. 231 par. 1 k.k. mówiący o funkcjonariuszu publicznym, który przekracza swoje uprawnienia lub nie dopełnia obowiązków na nim ciążących – wyjaśnia Przemysław Nowak, rzecznik prokuratury.
Wysoki rangą oficer komendy w rozmowie z DGP tak relacjonuje okoliczności, w których zakup telefonów zaczął budzić podejrzenia. – Szeregowi funkcjonariusze poinformowali komendanta Marka Działoszyńskiego, który dopiero objął stery policji w 2012 r., że w magazynach leżą tysiące bezużytecznych telefonów. Wtedy sprawę skierowano do biura spraw wewnętrznych – opowiada jeden z policjantów, zastrzegając anonimowość.
Funkcjonariusze odkryli, że telefony, które miały działać w oparciu o sieć internetową, kupiono w dwóch transzach. Najpierw – jeszcze w 2010 r. – trafiły do Centrum Szkolenia Policji w Legionowie. Miały służyć policjantom do koordynowania pracy podczas mistrzostw Europy w piłce nożnej w 2012 r. Choć były kompletnie nieprzydatne, dokupiono jeszcze 5 tys. aparatów. Do dziś większość z nich pokrywa się kurzem w policyjnych magazynach.
Dla dyrektora Radosława Ch., który od ponad dwóch lat jest na emeryturze, są to już kolejne zarzuty karne. Wcześniej usłyszał je w związku ze śledztwem, które prowadziło Centralne Biuro Antykorupcyjne. Agenci i prokuratorzy wzięli pod lupę sprawę, którą opisaliśmy na łamach DGP trzy lata temu w artykule "Na zepsutych komputerach policji można zarobić bez przetargu". Pomysł Radosława Ch., który kierował wtedy policyjną łącznością, polegał na tym, by to zewnętrzna firma odbierała sygnały o psującym się sprzęcie elektronicznym używanym przez funkcjonariuszy.
– Podpisaliśmy umowę na pilotaż tego systemu. Ze względu na niską wartość umowa została udzielona z wolnej ręki, a firma, która na stałe wdroży usługę, zostanie wybrana w przetargu – wyjaśniał nam wtedy rzecznik policji w oficjalnej odpowiedzi.
Jednak przetarg był odwoływany aż ośmiokrotnie, co oznaczało automatyczne przedłużenie umowy z firmą I., która ostatecznie wystawiła policjantom faktury na ponad 250 tys. zł. Później wygrała jeszcze przetarg na obsługę systemu helpdesk. W praktyce oznaczało to, że policjant, któremu zepsuła się drukarka, nie dzwonił do informatyków pracujących np. piętro niżej, ale kontaktował się z infolinią prowadzoną przez firmę I., która przekazywała to zgłoszenie... policyjnym informatykom.
Gdy w 2012 r. dyrektor Ch. odszedł na emeryturę, dostał jeszcze od policji dwupoziomowe mieszkanie w podwarszawskim Otwocku. Dokumenty podpisał mu ówczesny wiceszef KGP nadzorujący pion logistyki (w tym zakupy telefonów IP czy umowę z firmą I.) gen. Andrzej Trela.
Jak wynika z naszych informacji, Małgorzata P. nie przyznała się do stawianych zarzutów i obszernie wyjaśniała oskarżycielowi powody zakupu. Inaczej postąpił Radosław Ch. Najpierw nie przyznał się do winy i odmówił składania zeznań, aby po kilku dniach zgłosić się do prokuratury i opowiedzieć o kulisach wydania 8 mln zł z publicznych środków.
Źle się dzieje w państwie KGP
15 mln zł długu, 500 pracowników bez wynagrodzenia i zawiadomienie do prokuratury – tak wyglądał ujawniony w ubiegłym roku bilans 3-letniej działalności Centrum Usług Logistycznych Komendy Głównej Policji. Według założeń instytucja miała odciążyć policję od zarządzania jej majątkiem.
CUL na skraj bankructwa doprowadziło nieumiejętne zarządzanie przestarzałymi stacjami obsługi pojazdów. Koszty funkcjonowania stacji były tak wielkie, że zyski z hoteli i ośrodków, kórymi także zarządzało centrum, nie były w stanie ich pokryć. Po tym, jak wybuchła afera, nierentowne warsztaty zostały przekazane w ręce wojewódzkich komendantów policji. Z taką propozycją jako pierwsza jeszcze we wrześniu 2012 r. wystąpiła dyrekcja CUL.
Zmiana organu zarządzającego może się okazać jednak niewystarczająca – znów nie będą liczone koszty funkcjonowania stacji. 15-milionowy dług CUL wygenerowało, zarządzając tylko 12 stacjami. A teraz Policja dysponuje siecią ponaddwukrotnie większą.
Fiaskiem i stratami zakończyła się także krótka historia e-Posterunku. Aplikacja docelowo miała przyczynić się do cyfrowej rewolucji w policji i wprowadzenia do jej pracy nowoczesnej technologii. Funkcjonariusze mogliby prowadzić śledztwo i dochodzenie bez konieczności pracochłonnego wypełniania papierowych akt. W pierwszym etapie za realizację projektu odpowiadał zespół informatyków i dochodzeniowców z KGP. Nieoczekiwanie jednak pod koniec 2008 r. komórka została rozwiązana. Zadanie stworzenia e-Posterunku zostało przekazane do Centrum Projektów Informatycznych MSWiA. I to był właśnie początek końca projektu. Nieprawidłowości, które wyszły na jaw przy okazji przetargu na budowę e-Posterunku, doprowadziły do zawiadomienia prokuratury. Ujawnienie historii na łamach DGP wzbudziło z kolei większe zainteresowanie Centralnego Biura Antykorupcyjnego, które postanowiło przyjrzeć się działalności wrocławskiej firmy N. zamieszanej w aferę wokół konkursu. Okazało się, że spółka w zawrotnym tempie zdobywała zamówienia w MSWiA, Głównym Urzędzie Statystycznym i armii. W wyniku śledztwa na jaw wyszły łapówkarskie związki łączące kierownika CPI Andrzeja M. z kierownictwem wrocławskiej firmy. Ponadto funkcjonariusze CBA zdobyli dowody na to, że informatyczni giganci – IBM i HP – opłacali urzędników w zamian za publiczne zamówienia.