Jeden z górników, świadków w śledztwie, żali się DZIENNIKOWI: "Jakiś młody synek siedzioł za biurkiem. Gorol jeden nie rozumioł nic co do niego godołech. Coś zapisoł, a potem kozoł podpisać. Ale to nie było tak... Jo nie umia tak piknie po polsku godać, jakby chcieli. Jeśli pokryncił, to potem bydzie na mie".
A takich jak on jest wielu. Do prokuratury w Gliwicach docierają sygnały, że górnicy chcą jeszcze raz składać wyjaśnienia. "Już jutro zostanie przyjęte pierwsze takie <poprawione> zeznanie, bo świadek uważa, że nie został właściwie zrozumiany" - mówi prokurator Michał Szułczyński.
Problem w tym, że ludzie pracujący w katowickiej policji pochodzą głównie z północy województwa śląskiego, ale nie z historycznego Śląska. Dlatego mają trudności ze zrozumieniem świadków. Gwara śląska połączona z żargonem górniczym staje się dla nich nie do zrozumienia. A przecież właściwe zrozumienie zeznania ma kluczowe znaczenie dla określenia przyczyn i przebiegu tragedii w Halembie.
Śledczy prowadzący dochodzenie w sprawie wypadku w kopalni Halemba mają kłopoty z dogadaniem się ze świadkami. Problem w tym, że nawet jeśli pochodzą z województwa śląskiego, to niekoniecznie są Ślązakami i nie rozumieją gwary - pisze DZIENNIK.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama