Monika Olejnik nie ukrywa, że ma do książki bardzo emocjonalny stosunek. Wskazuje przy tym, że z jednej strony lektura "Resortowych dzieci" ją rozbawiła, a z drugiej zirytowała.
- Grupa zakompleksionych pseudodziennikarzy zarabia górę kasy na kłamstwach, które wmawia naiwnym ludziom. Nigdy nie byłam w żadnej organizacji partyjnej - ani w PZPR, ani w ZSMP - a na okładce książki Doroty Kani i jej towarzyszy jestem w czerwonym krawacie. A ja tylko raz w życiu miałam na szyi czerwony krawat! - ocenia.
Przypomina przy tym, że to była impreza "Gazety Wyborczej", podczas której wszyscy byli poprzebierani. Piotr Najsztub udawał księdza, Adam Michnik - Fidela Castro, a ona sama z kolei - działaczkę ZSMP. Założyła wtedy krótkie, czerwone i podarte spodenki, do tego czerwony krawat, jak mówi.
- Ale nie życzę sobie, żeby ktoś mnie w ten sposób przebierał! - podkreśla.
Jej zdaniem o autorach "Resortowych dzieci" nie można mówić inaczej jak żałośni frustraci.
- To oszustwo i szczyt bezczelności, żeby robić ze mnie i innych osób wyznawców socjalizmu. Kiedyś mówiliśmy o lepperyzacji obyczajów. Andrzej Lepper wchodził na sejmową mównicę, oczerniał niewinnych ludzi. A potem nikt już nie słuchał tłumaczeń poszkodowanych. Dzisiaj podobną drogą podążają Kania z Targalskim - kwituje.