Resort obrony narodowej znalazł wreszcie pomysł na Narodowe Siły Rezerwowe. Od 2010 r., czyli momentu ich powstania, próbowano za wszelką cenę doprowadzić do tego, aby do tej formacji trafiło 20 tys. osób. Jednak mimo kampanii i wprowadzania różnego rodzaju zachęt udało się ten limit wypełnić tylko w połowie. Teraz nowe założenia opracował specjalny zespół działający przy Akademii Obrony Narodowej wspólnie ze Sztabem Generalnym.
– W przyszłym tygodniu minister Tomasz Siemoniak podpisze decyzję o tym, że armia zawodowa będzie docelowo większa o 10 tys. osób. Jednocześnie liczba etatów dla NSR wyniesie 8 tys., a 2,5 tys. będzie stanowił komponent terytorialny – wyjaśnia gen. Bogusław Pacek, doradca ministra obrony.
Nowe rozwiązania mają zacząć działać od 1 stycznia 2016 r. i być sukcesywnie wdrażane przez kolejne osiem lat. Obecnie armia zawodowa liczy 100 tys. etatów. Jej powiększenie nie oznacza jednak, że żołnierze NSR, których również jest około 12 tys., automatycznie przejdą na te etaty.
– Musimy pamiętać, że żołnierze NSR z przydziałami kryzysowymi to często osoby, które mają dobrą pracę i nie są zainteresowane przejściem na stałe do służby zawodowej. Ich rola sprowadza się do kilkudniowych ćwiczeń w ciągu roku – wyjaśnia gen. Bogusław Pacek.
Tłumaczy, że o skierowaniu na nowe stanowiska będą decydować dowódcy jednostek i Sztab Generalny.
– Mogą to być zarówno szeregowi, podoficerowie, jak i oficerowie – podkreśla gen. Bogusław Pacek.
Kolejnym elementem reformy jest utworzenie komponentu terytorialnego na czas pokoju, który będzie się składał z 2 tys. osób biorących udział w ćwiczeniach i 500 żołnierzy zawodowych, którzy będą organizować takie szkolenia. Wojsko już w kwietniu zaproponowało, aby WKU tworzyły listy chętnych, którzy np. należą do organizacji paramilitarnych lub są studentami i chcieliby przejść podstawowe przeszkolenie wojskowe.
– Takich osób zgłosiło się do nas ponad 8 tys. W poszczególnych komendach i wojewódzkich sztabach wojskowych będą mogli odbywać miesięczne szkolenie – wylicza gen. Bogusław Pacek.
Według niego co miesiąc armia przeszkoli w całym kraju około 2 tys. osób, które będą systematycznie zasilać rezerwę.
– Ten komponent będzie również szkieletem do szkolenia przyszłych żołnierzy NSR na tym samym etacie, aby na wypadek zagrożenia nasz kraj miał zwiększone zasoby rezerwowe – potwierdza Pacek.
Zaznacza, że taką możliwość wprowadziły znowelizowane przepisy, które weszły w życie 1 sierpnia 2014 r. Zgodnie bowiem z art. 59b. 1. żołnierzom rezerwy mogą być nadawane w czasie pokoju przydziały kryzysowe na stanowiska służbowe, które są określone w etacie jednostki wojskowej. Do tego przepisu dodano, że istnieje taka możliwość również na stanowiska, na które nadano już taki przydział.
– To, że trzeba zreformować NSR, było wiadomo praktycznie od samego ich początku – mówi gen. Roman Polko, były dowódca GROM. Jednak jego zdaniem bez wcześniejszej weryfikacji nie można szkolić wszystkich, którzy się zgłaszają. – A jeśli chodzi o zwiększenie armii zawodowej, to nie można pozwolić, aby służyło to tworzeniu nowych stanowisk kierowniczych – dodaje.
Armia nie zrezygnuje całkowicie z Narodowych Sił Rezerwowych, choć Tomasz Siemoniak często podkreślał, że formacja ta ma wiele wad. Ostatecznie ma pozostać dla niej 8 tys. etatów, czyli mniej niż obecnie. To oznaczałoby, że nie wszyscy z około 12 tys. należących do NSR zachowaliby przydział kryzysowy. Potwierdza to dokument, do którego dotarł DGP. Sztab Generalny wysłał pismo do komendantów WKU, w którym domaga się w trybie pilnym likwidacji wykazów dodatkowych żołnierzy NSR, którzy są przy poszczególnych jednostkach, a nie są przypisani do konkretnego etatu. W piśmie domaga się podjęcia działań zmierzających do zagospodarowania 100 proc. żołnierzy NSR posiadających przydział mobilizacyjny. Do 26 czerwca komendanci mają opracować i przesłać pisemny meldunek w sprawie realizacji tego zadania wraz z imiennym wykazem żołnierzy NSR, z którymi nie zawarto nowych kontraktów w związku z likwidacją wykazów.
– Decyzję sztabu uważam za skandaliczną. Wcześniej polecano nam, abyśmy stawali na głowie, pozyskiwali żołnierzy NSR oraz podpisywali z nimi kontrakty – mówi DGP jeden z komendantów WKU w Małopolsce. – Nie wszystkich przecież będziemy w stanie zagospodarować, to wiąże się z rozwiązywaniem kontraktów z częścią rezerwistów. A to niesie ze sobą rozgoryczenie i żal do armii, bo przecież wcześniej byli oni namawiani, aby do niej wstępować – dodaje.
Sztab Generalny, mimo naszych próśb, nie odniósł się do sprawy.