"To szok! Jestem wstrząśnięty! Pamiętam Anię bardzo dobrze. Gdy znalazła się w domu Wielkiego Brata, wprowadziła do niego ciepło i humor" - mówi Janusz Dzięcioł, zwycięzca pierwszej edycji programu "Big Brother", a obecnie poseł PO.

Reklama

Anię Baranowską na lubelskim osiedlu Czuby znali wszyscy. Zawsze uśmiechnięta, miła, chętna do rozmowy. Nie udawała wielkiej gwiazdy. A przecież nią kiedyś była. Poznaliśmy ją w 2001 r. w premierowej edycji "Big Brothera". Była jedną z najstarszych uczestniczek. Rozwiedziona, matka dorastającej córki. Ubrana prawie zawsze w granatową dżinsową kurtkę.

Odpadła pierwsza. Ale miała nadzieję, że dlatego zostanie zapamiętana. I że pomoże jej to w dalszym życiu. Niestety, los nie był dla niej łaskawy. Zagrała epizod w filmie "Gulczas, a jak myślisz?", a potem zniknęła. Zaszyła się w rodzinnym mieście. Nie pracowała.

Niedawno wydawało się, że jej los się odmienił. Odchowała córkę, poznała Grzegorza B., lubelskiego artystę. Zakochała się. Przeniosła się do mieszkania nowego znajomego na ulicę Biedronki. "Chodzili zawsze razem pod rękę. Uśmiechnięci, roześmiani. To taka cyganeria była. Prowadzili luźny tryb życia. W domu było mnóstwo gości. Często urządzali imprezy. Czasem nawet pani Ania pożyczała ode mnie pieniądze" - opowiada sąsiad mieszkający w tej samej klatce czteropiętrowego bloku.

Reklama

W słoneczne dni Annę Baranowską z partnerem często można było spotkać wygrzewających się przed blokiem. Ale kilka dni temu Anna Baranowska przestała się pokazywać. Sąsiedzi mówią, że dzień wcześniej została poturbowana. Być może chodziło o niespłacone długi? Do zdarzenia doszło przed sklepem, kilkadziesiąt metrów od domu. Kobieta nie poinformowała o tym policji. Trzy dni później już nie żyła.

"Przybiegł do mnie Grzegorz. Chciał dzwonić po pogotowie. Krzyczał, że z Anną stało się coś niedobrego. Bo gdy wrócił do domu, leżała nieruchomo w łóżku" - opowiada sąsiad z naprzeciwka. Mimo że karetka pojawiła się po kilku minutach, kobiecie nie można było już pomóc. Nie żyła.

"Nie utrzymywałem kontaktu z Anią. Nie słyszałem, by miała jakichś wrogów. Wiem, że to smutna okazja, ale chciałbym zgromadzić wszystkich dawnych znajomych z domu Wielkiego Brata, by ją powspominać" - mówi "Faktowi" zdruzgotany śmiercią koleżanki Janusz Dzięcioł.

Jak zginęła Ania? Czy ktoś zamordował ją za długi? Jeżeli tak, to dobrze znała swego mordercę i wpuściła go do mieszkania. Sąsiedzi spekulują też, że mogła popełnić samobójstwo. Przyznają, że nie układało jej się ostatnio z Grzegorzem. "Nikt w tej sprawie nie ma jeszcze postawionych zarzutów" - tylko tyle mówi Ewa Bondaruk, szefowa Prokuratury Rejonowej Lublin Południe.