Wojciech F. siedział w areszcie w Olsztynie. Nie doczekał jednak wyroku za zaplanowanie porwania, uwięzienie i brutalne zabójstwo 27-letniego Krzysztofa Olewnika. Powiesił się w celi. Dziesięć miesięcy po jego śmierci i dwa dni po samobójstwie skazanego na dożywocie Sławomira Kościuka, gangstera z jego grupy, na jaw wyszły nowe zagadkowe fakty.

Reklama

Odurzony gangster i zepsuta kamera

Dzień przed śmiercią Wojciecha F. w celi zepsuła się kamera monitoringu - twierdzi "Superwizjer" TVN. Co więcej, jak wykazała sekcja zwłok, bandyta był pod wpływem narkotyków i alkoholu.

"To jest kategoryczna nieprawda, kamery działały" - oburza się w TVN24 rzeczniczka Służby Więziennej Luiza Sałapa. "Nagrany jest obraz z monitoringu na korytarzu" - dodaje i wyjaśnia, że nie rejestruje się obrazu z cel aresztantów. Na zapisie nie widać, by ktoś wchodził do celi - twierdzi rzeczniczka.

Reklama

Jak wyglądało samobójstwo Wojciecha F.? Według relacji Sałapy, gangster odebrał sobie życie w pozycji leżącej, dusząc się dwoma pętlami. Co jest najbardziej tajemnicze, przed śmiercią przykleił sobie taśmą klejącą palec lewej ręki do kraty. Nienaturalna pozycja jego ramienia zaalarmowała strażników. Na pomoc było już jednak za późno.

Sekcja zwłok wykazała w ciele bandyty 0,4 promila alkoholu oraz śladowe ilości amfetaminy. Rzeczniczka Służby Więziennej nie chciała tego komentować. "Wojciech F. przez tydzień przed popełnieniem samobójstwa, i w jego dzień, był wydawany do czynności procesowych; codziennie pobierało go Centralne Biuro Śledcze. Nie mogę pozwolić, by tylko więziennictwo było winne" - stwierdziła tylko.

Nadkomisarz Mariusz Sokołowski z Komendy Głównej Policji zapewnia, że agenci CBŚ nie mogli odurzyć przesłuchiwanego. "To niedopuszczalne. To nie jest metoda ułatwiająca przesłuchanie. Oddaliśmy o więzienia człowieka, który nie był pod wpływem alkoholu ani narkotyków" - powiedział w TVN24.

Reklama

Ostatni list bandyty

Jest też kolejna wątpliwość w sprawie samobójstwa szefa grupy porywaczy. Jego list do żony z 5 stycznia 2007 roku. Dziennikarz śledczy Sylwester Latkowski opublikował go na swoim blogu.

Ale zagadek w całej sprawie jest więcej. Zadziwia przede wszystkim opieszałość policji, która mimo dwóch lat śledztwa, listów i telefonów od porywaczy, a nawet szansy na ich złapanie przy przekazywaniu przez rodzinę Olewników 300 tysięcy euro okupu za życie syna, nie pchnęła śledztwa do przodu.

Jak ustalił "Superwizjer", na miejscu przekazania okupu nie było policji, choć ojciec porwanego Krzysztofa był w ciągłym kontakcie telefonicznym z naczelnikiem Wydziału Kryminalnego komendy wojewódzkiej w Radomiu. Zagadkowy jest również fakt kradzieży starego radiowozu, w którym akurat było 16 tomów akt sprawy porwania Krzysztofa Olewnika. Dokumenty przepadły.

Śledztwo pod lupą Prokuratury Krajowej

Minister sprawiedliwości nie kryje słów oburzenia pod adresem policjantów i prokuratorów rozpracowujących gang. "Jest to jedno z najbardziej nieudolnych śledztw. Nie wykonano nawet najprostszych czynności, które mogły doprowadzić do uwolnienia porwanego" - mówi dziennikarzom "Superwizjera". Śledztwem w sprawie tych skandalicznych zaniedbań zajmie się Prokuratura Krajowa.

Gangsterzy porwali 25-letniego Krzysztofa Olewnika, syna płockiego biznesmena, w 2001 roku. Dwa lata trzymali go w betonowej studni związanego krowim łańcuchem, bili i faszerowali środkami psychotropowymi. W tym czasie dzwonili do rodziny porwanego, grozili, że zabiją Krzysztofa, zażądali w końcu 300 tysięcy euro okupu. Jednak gdy już dostali pieniądze, brutalnie zamordowali chłopaka. Założyli mu foliową torbę na głowę i zatłukli łopatą. Ciało ukryli w lesie pod Różanem, niedaleko Ostrołęki.

Monitoring nie nagrywa więźnia

Sąd ustalił, że egzekucję wykonali Robert Pazik i Sławomir Kościuk. Obaj dostali dożywocie. Sześciu pozostałych gangsterów skazano na kary od roku do 15 lat więzienia. Jednego uniewinniono.

W piątek Kościuk powiesił się w celi płockiego aresztu. Nie wiadomo, czy to dlatego, że bał się zemsty kolegów za pomoc policji w śledztwie. Sprawę będzie trudno wyjaśnić, bowiem kamery monitoringu nie nagrywają więźniów, a służą strażnikom jedynie do podglądania tego, co akurat dzieje się w celach. Prokuratura nie będzie mogła więc sprawdzić, jak wyglądały ostatnie chwile mordercy Krzysztofa Olewnika.