W takiej sytuacji jest Waldemar Czerwiński z Białegostoku. W marcu lekarze wykryli u niego zwyrodnienie plamki. Stwierdzili, że choroba przybrała najgroźniejszą postać: nieleczona skończy się ślepotą. "Lekarze powiedzieli, że może mi pomóc tylko jeden bardzo drogi lek, więc poszedłem do NFZ, żeby mi go zrefundował" - opowiada "Faktowi" pan Waldemar.

Reklama

Fundusz, tłumacząc się wysokimi kosztami leczenia, odrzucił wniosek Czerwińskiego. Okazuje się, że zastrzyk do oka, który wykonuje się raz w miesiącu, to koszt około 5 tysięcy złotych. Cała kuracja może trwać nawet rok. Pan Waldemar nie ma skąd wziąć takich pieniędzy. "Teraz czekam tylko, kiedy stracę wzrok" - mówi załamany.

Lekarze są bezradni. "Mamy związane ręce. Zupełnie nie możemy pomóc tym ludziom" - mówi "Faktowi" anonimowo lekarka z Białegostoku.

"Od początku roku ktoś już na pewno oślepł, bo nie dostał leków. NFZ nie powinien tak postępować!" - oburza się Małgorzata Pacholec, dyrektor Polskiego Związku Niewidomych. Jej zdenerwowanie nie dziwi, ponieważ sama po przejściu podobnej choroby stała się osobą niewidomą.

Reklama

Szef NFZ Jacek Paszkiewicz tłumaczy, że terapie niestandardowe są bardzo drogie i nie ma pewności, czy leczenie będzie skuteczne. Dlatego za każdym razem pacjenci muszą osobiście starać się o zgodę na refundację terapii. I chociaż Paszkiewicz zapewnia, że finansowanie leku na oczy nie zostało wstrzymane, to według informacji, do jakich dotarł "Fakt", w oddziałach wojewódzkich Funduszu odmowy takich refundacji są na porządku dziennym.

Na zwyrodnienie plamki związane z wiekiem choruje w Polsce co piąta osoba po pięćdziesiątce. U wielu choroba przybiera taką postać, że może skończyć się ślepotą. Już teraz co roku przybywa ok. 20 tys. chorych, którym grozi utrata wzroku. Eksperci szacują, że w ciągu najbliższych lat ta liczba się potroi.