Wymieniają konkretne korzyści: dzieci dzięki biernej nauce poznają angielski tak naturalnie jak język ojczysty, a dorośli nie tracą zdobytych już umiejętności i uczą się nowych zwrotów.

Reklama

Amerykański lingwista z Uniwersytetu Południowej Kalifornii Stephen Krashen, który badał proces biernej nauki języka obcego, w efekcie swojej pracy stworzył definicję nabycia języka - w przeciwieństwie do świadomej nauki nabycie to często bezwysiłkowe przyswajanie konkretnych wyrażeń, zwrotów i odpowiedzi. I właśnie w nabywaniu języka, zdaniem Krashena, niezastąpioną rolę pełni telewizja, a konkretnie filmy nadawane w wersji oryginalnej, niezagłuszane przez lektora.

W polskiej telewizji napisy pojawiają się sporadycznie, powszechny sposób tłumaczenia filmów, zarówno w publicznych, jak i prywatnych kanałach, to lektor czytający dialogi. Tymczasem specjaliści, z którymi rozmawia DZIENNIK, są przekonani, że właśnie ten nieszczęśliwy sposób to jeden z powodów, dla których Polacy tak słabo mówią po angielsku. Metoda passive learning, według nich, jest jednym z kluczowych elementów, które mogłyby mieć wpływ na podniesienie znajomości angielskiego wśród Polaków.

"Przeciętny Polak spędza przed telewizorem kilka godzin dziennie, przynajmniej połowa tego czasu mija mu na oglądaniu anglojęzycznych filmów. Gdyby nie zagłuszał ich lektor, to mogłoby dać rocznie kilkaset godzin biernej nauki angielskiego" - mówi DZIENNIKOWI anglista Emil Grolec. Według metodyków kilkaset godzin biernej nauki to ogromny kapitał do wykorzystania.

Reklama

Amerykańska metodyk nauki języków obcych Renae Swain Curtis bierną naukę poprzez oglądanie telewizji porównuje do metody zwanej total immersion, czyli całkowitego zanurzenia się w języku. "Stan ten osiąga się podczas dłuższego pobytu w kraju, gdzie obowiązuje język, którego chcemy się nauczyć, albo pracując z ludźmi posługującymi się tylko tym językiem" - mówi DZIENNIKOWI. "Telewizja może spełnić podobną rolę. Słuchanie angielskiego w telewizji przez kilka godzin dziennie działa tak, jakbyśmy pomieszkiwali za granicą".

Dzięki metodzie passive learning osoba średnio znająca język, opanowuje - zupełnie nieświadomie - setki słów i utartych zwrotów, pochłania kulturę języka angielskiego, zwiększa wielokrotnie zdolność rozumienia ze słuchu. "Język przecież w znacznym stopniu opanowujemy ze słuchu" - mówi lingwista z Uniwersytetu Warszawskiego Włodzimierz Gruszczyński. "Oglądając filmy w wersji oryginalnej, mamy do czynienia z naturalnym kontekstem idiomów oraz z tłumaczeniami całych zdań, co pozwala szybciej nauczyć się ich znaczenia. Ucząc się w ten sposób, nie trzeba wkuwać na pamięć. Ja sam właśnie tak uczyłem się języków" - dodaje.

Gruszczyński potwierdza tę teorię, podając konkretne przykłady. "Mieszkałem kilka lat w Szwecji, gdzie wszystkie programy obcojęzyczne, czyli głównie angielskojęzyczne, nadawane są z napisami, nawet bajki dla dzieci. Dzięki temu już pięciolatki potrafią powiedzieć, jak się nazywają, gdzie mieszkają, co lubią robić. I co ważne, mówią bardzo swobodnie. To więcej, niż potrafi większość polskich 12-latków po 2 latach nauki angielskiego w szkole" - mówi.

Reklama

p

Agnieszka Holland: Nie jestem w stanie oglądać filmów z lektorem

SYLWIA CZUBKOWSKA: Stanley Kubrick wymusił na dystrybutorze swoich filmów zakaz zagłuszania oryginalnej ścieżki dźwiękowej. Dzięki temu jego filmy są jednymi z nielicznych, jakie możemy oglądać w polskiej telewizji bez lektora. Nie korciło pani, by wymóc podobny zakaz w stosunku do swoich filmów?

AGNIESZKA HOLLAND*: Pewnie, że tak. Ale, niestety, nie mam takiej siły w negocjacjach z dystrybutorami.

Ogląda pani swoje filmy w polskiej telewizji?

Nie jestem w stanie się przełamać i nie dotyczy to tylko moich filmów. Ten okropny zwyczaj zagłuszającego wszystko lektora odrzuca mnie. O wiele bardziej cenię już dobrze wykonany dubbing z profesjonalnymi aktorami, którzy sprawnie podkładają głosy za aktorów oryginalnych. Wprawdzie ginie wtedy głos tego grającego aktora, ale przynajmniej zostają tzw. tony międzynarodowe, czyli dźwięki ze ścieżki: muzyka, stukot pociągu, ćwierkanie ptaków. Oczywiście najlepsze wyjście to napisy - chciałabym, żeby właśnie tak były pokazywane moje filmy.

Z badań jednak wynika, że Polacy nie chcą napisów, wolą lektora

Bo ich do tego przyzwyczajono, no i tak jest prościej. Wystarczy jednak przyjrzeć się Szwedom czy Holendrom, by przekonać się o korzyściach, jakie niosą napisy, które są tam normą. Wykształcają w ludziach umiejętności oglądania filmów, doceniania takich elementów jak muzyka i są nieocenioną pomocą w nauce języków. Sama zresztą tak się uczyłam.

Oglądała pani w Polsce filmy w oryginalnej wersji?

Nie, już po wyjeździe do Francji i Stanów Zjednoczonych. Przed wyjazdem bardzo słabo znałam angielski, musiałam przejść przyspieszony kurs, by jak najszybciej móc w tym języku pracować.

Słyszała pani o jakichś polskich filmowcach czy aktorach, którzy z powodu nieznajomości angielskiego stracili szansę zrobienia kariery na Zachodzie?

Wolałabym nie wyciągać kolegom takich historii. Wiem natomiast, że zarówno Andrzej Wajda, jak i Krzysztof Kieślowski, choć obaj odnieśli ogromny sukces, bardzo żałowali, że nie znają języków. Przeszkadzało im to często w kierowaniu aktorami. Z drugiej strony jest słynna anegdota o Himilsbachu. Miał on swego czasu propozycję zagrania w zachodnim filmie. Był jednak pewien warunek angażu: musiał opanować język angielski. Po namyśle Himilsbach odmówił. Kiedy znajomi pytali go o powody tak niecodziennej decyzji, wypalił szczerze: "Pomyślcie sami. Ja się nauczę angielskiego, a oni jeszcze gotowi odwołać produkcję filmu. I co wtedy? Zostanę jak głupi z tym angielskim...". Tyle anegdota. Prawda jednak jest taka, że dziś bez angielskiego nie ma się najmniejszej szansy zaistnieć w światowym kinie.

Agnieszka Holland, reżyserka i scenarzystka m.in. takich filmów jak "Zabić Księdza", "Europa, Europa", "Gorzkie żniwa"