"Pieśń o Małym Rycerzu" - ta ballada miała być motywem przewodnim jego kampanii prezydenckiej. To pokazuje, że Lech Kaczyński, patrząc w przyszłość, pamiętał też o przeszłości. Często bolesnej. Pamięć o historii była dla Lecha Kaczyńskiego przestrogą na przyszłość.

Reklama

Dlatego nie był zwolennikiem grubej kreski. Uważał, że by móc pójść naprzód, najpierw trzeba się rozliczyć. Stąd też jego szczególny stosunek do lustracji. A ta nie miała być zwykłą zemstą. Miała pokazać, co było złe, a co dobre.

Zresztą cała działalność polityczna Lecha Kaczyńskiego w dużej mierze podyktowaną była pamięcią. Jako prezydent stolicy doprowadził do stworzenia Muzeum Powstania Warszawskiego i złożenia hołdu walczącym warszawiakom. "To miejsce, które ma dać odpór tym, którzy chcą ofiary zmienić w katów. Miejsce dawania świadectwa o polskiej historii" - mówił Kaczyński podczas otwarcia muzeum w lipcu 2004 roku.

Dziś muzeum jest pomnikiem samego Kaczyńskiego. "Dla prezydenta ważne były odznaczenia. Chyba nikt wcześniej tylu ludziom "Solidarności", Armii Krajowej, podziemia nie oddał takiego hołdu. To on przywrócił pamięć o kobietach więźniarkach, o Sprawiedliwych wśród Narodów Świata" - mówi Elżbieta Jakubiak, była szefowa gabinetu prezydenta, dziś posłanka PiS.

Reklama

Niewątpliwie uwieńczeniem kariery Lecha Kaczyńskiego był Pałac Prezydencki. Ale cała jego polityczna karta jest imponująca. Był prezesem Najwyższej Izby Kontroli, ministrem sprawiedliwości w rządzie Jerzego Buzka, prezydentem Warszawy. Był też współzałożycielem i pierwszym prezesem Prawa i Sprawiedliwości. Natomiast w PRL działał w opozycji. Był m.in. jednym z autorów Porozumień Sierpniowych.

"Po raz pierwszy usłyszałem o nim w latach 70. od Bogdana Borusewicza, który zachwalał, że ma w Gdańsku świetnego eksperta. Takiego złotego prawnika od prawa pracy" - wspomina Henryk Wujec. I dodaje: "A to była dziedzina prawa niezwykle nam ówcześnie potrzebna". I tak Lech swoją działalność w KOR zaczął właśnie od doradzania robotnikom w sprawach zwolnień i łamania ich praw. Ryszard Czarnecki, europoseł Pis, podkreśla: "Był jednym z głównych merytorycznych doradców Solidarności".

W historii Polski, ale też całej Unii Europejskiej, Kaczyński zapisał się na trwałe, podpisując w ubiegłym roku traktat lizboński. Brał też czynny udział w jego negocjowaniu. "Polska w istocie wywalczyła wszystko, co chciała" - mówił z dumą prezydent. Sukcesem były m.in. przepisy dotyczące energetyki czy też te, które gwarantowały państwom narodowym suwerenność. Jednak przez wiele miesięcy prezydent traktatu nie ratyfikował. Czekał, aż pierwsza zrobi to Irlandia, która raz traktat odrzuciła w referendum. Wielu oponentów politycznych krytykowało go za tę zwłokę. "Nie kryję, że uważam ten traktat za eksperyment. Dopiero za kilka lat będziemy w stanie ocenić, czy on funkcjonuje" - tłumaczył w październiku 2009 roku Lech Kaczyński.

Reklama

Według Jakubiak intencja prezydenta była jedna: chciał pokazać, że Polska jest silna i niezależna. "Uważał, że powinniśmy być równoprawnym partnerem. Nie dopuszczał myśli, by Polska była tylko jakimś wagonikiem za lokomotywami. Chciał zmienić świadomość Polaków - że nie musimy się dostosowywać, że to my mamy realne prawo do wpływania na kształt Unii" tłumaczy Jakubiak. Z tych samych powodów podnosił kwestię, że Polsce należy się miejsce w G20. Prezydent nie mógł się bowiem pogodzić z faktem, że naszego kraju nie ma na szczytach, na których mówi się o losach całego świata.

Lech Kaczyński w dużym stopniu angażował się w sprawy naszych wschodnich sąsiadów. Gruzja, Kazachstan, Azerbejdżan, Litwa, Ukraina - to był jego zdaniem właściwy kierunek nowych politycznych sojuszy. Prezydent bowiem wierzył, że taki sojusz ze Wschodem będzie gwarantem bezpieczeństwa dla Polski i całej Europy. Chciał m.in., by na Kaukazie powstał korytarz energetyczny, którym surowce płynęłyby do Polski. Jego zaangażowanie na Wschodzie nie wynikało jednak tylko z czystej kalkulacji. Kiedy latem 2008 roku rosyjscy żołnierze wkroczyli do Tbilisi, Kaczyński oficjalnie wstawił się za Gruzinami. Prezydent Gruzji Micheil Saakaszwili przez część naszych polityków był krytykowany, że wciągnął Kaczyńskiego do własnych rozgrywek z Rosjanami. Jakie były naprawdę jego intencje, trudno powiedzieć. Ale faktem jest, że tuż po śmierci Lecha Kaczyńskiego Saakaszwili wydał zarządzenie o nadaniu naszemu prezydentowi pośmiertnie tytułu i orderu Narodowego Bohatera Gruzji.

Kwestia bezpieczeństwa energetycznego była dla Kaczyńskiego jednym z absolutnych priorytetów jego polityki. Dlatego tak bardzo popierał zakup rafinerii w Możejkach. Z drugiej strony Kaczyński stawiał na mocny układ ze Stanami Zjednoczonymi. W jego kalkulacjach Amerykanie byli szansą na modernizację naszego wojska. Stąd też taki upór w dążeniu do finalizacji projektu tarczy antyrakietowej w Polsce.

W polityce krajowej Kaczyński grał twardo. Nie zgodził się na przykład na rządowy pakiet reformujący służbę zdrowia, który miał m.in. przekształcić zakłady opieki zdrowotnej w spółki. Jak tłumaczył, obawiał się bowiem, że będzie to pierwszy krok do wprowadzenia płatnej opieki medycznej. "Zdrowie ludzkie to nie jest towar i w towar zmienione być nie może" - argumentował swoją decyzję o wecie w listopadzie 2008 roku. W sumie prezydent Kaczyński zawetował 18 ustaw, m.in. o prokuraturze i medialną.

Jednym z marzeń Kaczyńskiego, którego spełnienia nie doczekał, było zbudowanie w Polsce sieci autostrad. Chciał też włączyć się do dyskusji o planowanej reformie NATO.