Polak w żadnym wypadku nie może mówić, że powstanie było zbrodnią. Po pierwsze, wpisuje się to w narrację wrogów polskiej niepodległości, tych, którzy realizowali rosyjskie czy sowieckie plany zniszczenia naszej suwerenności i nadania Polsce charakteru kolonii czy protektoratu. Po drugie, jest to ahistoryczne - zupełnie abstrahuje od okoliczności - tłumaczy w wywiadzie dla "Do Rzeczy" Jarosław Kaczyński. Można krytykować powstanie - oczywiście nie w sposób radykalny - ale na zasadzie, że wiemy, co zdarzyło się po jego wybuchu - dodaje.

Reklama

>>>Autor książki "Obłęd 44": Decyzje przywódców nosiły znamiona szaleństwa

Kaczyński sam jednak przyznaje, że plan powstania oparto na przyjęciu pewnych optymistycznych założeń. Jego zdaniem, autorzy koncepcji walk próbowali realizować plan polityczny, który okazał się nierealny. Uważa, że gdyby powstańcy pokonali Niemców, to Stalin stanąłby przed faktem dokonanym i miałby problem, co zrobić ze stolicą, obsadzoną przez kilkadziesiąt tysięcy żołnierzy AK. Dodaje, że plan opanowania miasta był ryzykowny i miał niewiele szans, ale inne opcje były jeszcze gorsze.

Dodaje, że powstanie miało też wpływ na zainteresowanie świata losami Polski. Dało nam dwumiesięczny festiwal zainteresowania świata Polską. Niewiele to zmieniło, ale uświadomiło, że Polska walczy - mówi w rozmowie z "Do Rzeczy".

Kaczyński bije też w tych, którzy uważali, że należy poczekać. Czy Rosjanie, mając dodatkowy argument, którym się posługiwali, że Polacy nie walczyli i stali z bronią u nogi - nie zniszczyliby podziemia. To jest myślenie wewnętrznie sprzeczne, całkowicie niekonsekwentne - tłumaczy. Zaznacza jednak, że wszyscy wtedy wiedzieli, że przywrócenie sytuacji sprzed wojny nie jest możliwe.

>>>Jak narysować zdradę? Powstanie Warszawskie w świetnym komiksie

Najbardziej ostre słowa ma dla tych, którzy uważają powstanie za zbrodnię. Mówienie o zbrodni to rojenia ludzi, którzy byli na zewnątrz i mieli z tego powodu kompleksy, bo ich los był nieporównywanie lepszy niż tych, którzy byli pod okupacją - grzmi. To ocena przede wszystkim rządu londyńskiego. Było tam wiele sporów, niepowagi wynikającej z przeniesienia nie najlepszych obyczajów z przedwojnia czy z napięcia, że ludzie w kraju znajdują się w dużo gorszej sytuacji - twierdzi.

Reklama

Kaczyński wini za to historię polskich generałów. Trzeba też pamiętać o sile tradycji ugodo wobec Rosji. Gdzie był Anders przed 1918? - zadaje retoryczne pytanie.Wyjaśnia nie zarzuca twórcy Drugiego Korpusu zdradę. Przypomina, że także jego przodkowie byli carskimi oficerami - jeden pułkownikiem, drugi sztabskapitanem. To skomplikowane sprawy, ale chcę przypomnieć pewne fakty - mówi. Zgadza się z dziennikarzem, że generał Władysław Anders miał nastawienie antysowieckie, ale bywają głębokie pokłady w ludzkiej świadomości, które powodują, że nie do końca realistycznie ocenia się Rosję - twierdzi lider PiS.

Uważa, że gdyby powstanie nie wybuchło, a Niemcy się wycofali, to wojska rosyjskie napotkałyby oddziały AK. I co? AK miała rozpocząć powstanie przeciw Rosjanom? Trwała wojna, nikt na Zachodzie tego by nie poparł - mówi Kaczyński.

Prezes PiS ocenia też wpływ Powstania Warszawskiego na działalność opozycyjną. Przypomina, że gdy w 1968 razem z bratem dołączyli do strajku studentów, to rodzice żegnali nas, jakbyśmy byli następni w sztafecie pokoleń. My nie mieliśmy zupełnie tego przeczucia, a ojciec biegał wokół uniwersytetu, bojąc się, że skończy się to jakąś masakrą.

W podsumowaniu wywiadu, Kaczyński uważa, że najważniejszym skutkiem powstania było to, że w tyle głowy zawsze była świadomość, iż jest to coś, do czego zawsze można się odwołać.