PAP: Czym dla Pana i innych osób pracujących na "Łączce" jest dzień pogrzebu Zygmunta Szendzielarza "Łupaszki"?
Prof. Krzysztof Szwagrzyk: Nie ma prostej odpowiedzi na to pytanie. Uczestnicząc w pogrzebie szczątków majora "Łupaszki" będziemy mieli świadomość, że jest to zamknięcie pewnego etapu. Trzy lata po odnalezieniu i identyfikacji szczątków pana majora będziemy mogli w końcu pochować jego szczątki. To bardzo ważna chwila i mam wrażenie, że podobne odczucia będzie miało bardzo wielu Polaków, którzy będą osobiście uczestniczyli w pogrzebie lub obserwowali go w mediach.
Jest to też moment, w którym będziemy zastanawiali się dlaczego tak wiele czasu upłynęło, zanim udało się uroczyście pochować majora "Łupaszkę". Powinno się to dokonać już dawno. Bez względu na to, co myślimy o przyczynach tego opóźnienia, jest to bardzo ważny dzień dla wszystkich Polaków.
Dlaczego postać majora Szendzielarza jest tak wyjątkowa dla historii podziemia niepodległościowego?:
Spośród wszystkich dowódców podziemia antykomunistycznego mjr "Łupaszka" jest postacią szczególną, wyjątkową, której cechy osobowe pozwalały mu na osiąganie wielkich sukcesów w walce z systemem komunistycznym. Przez samych komunistów był człowiekiem wyjątkowo znienawidzonym. Długo usiłowano go zlikwidować i rozbić dowodzone przez niego oddziały.
Zasługi pana majora "Łupaszki" są ogromne i nikt nie jest w stanie ich zdeprecjonować. Stał się on symbolem niezłomności. Dziś jego wizerunek jest na T-shirtach, muralach, koncertach i przy wielu innych okazjach. Sądzę, że to, jakim niezłomnym pozostał do końca spowodowało, że zasłużył, aby mówić o nim w takich a nie innych słowach. Bardzo się cieszę, że pan major został postacią legendarną i docenioną współcześnie.
Powiedział Pan o nienawiści komunistów do "Łupaszki". Widać było ją również po jego śmierci. Wyrażała się dążeniem do zatarcia wszystkich śladów pamięci. W jaki sposób udało się ustalić, że jego ciało zostało ukryte na Łączce?
Prof. Krzysztof Szwagrzyk: Było to zasługą zespołu poszukującego miejsc pochówku ofiar terroru komunistycznego. Gdy jako jego szef podjąłem decyzję, że prace na Łączce powinny się wreszcie rozpocząć, wbrew temu co dziś się twierdzi, niewiele osób wierzyło, że tam znajdują się szczątki ofiar komunistycznych zbrodni. Było ryzyko, że miejsce to znajduje się choćby kilka metrów dalej. Oznaczałoby to, że nie natrafilibyśmy na jakiekolwiek szczątki.
Udało się je odnaleźć w 2012 r., ale nie było wśród nich szczątków pana majora. Odnaleźliśmy je 22 maja 2013 r. pod rozebraną drogą asfaltową, która przecinała pole pochówków. Droga powstała na początku lat sześćdziesiątych. Jest to kolejny dowód na to, w jaki sposób komuniści próbowali zatrzeć ślady tego, co znajduje się w tym miejscu. W jednej z jam grobowych odnaleźliśmy szczątki czterech mężczyzn, wśród których był Zygmunt Szendzielarz i jego najbliżsi współpracownicy, w tym jego bezpośredni dowódca podpułkownik Antoni Olechnowicz"Pohorecki", kapitan Henryk Borowski "Trzmiel" i porucznik Lucjan Minkiewicz "Wiktor".
Szczątki pana majora Szendzielarza znajdowały się najwyżej, co oznacza, że zostały zrzucone z ciężarówki na ciała jego kolegów. Spoczywał twarzą do ziemi. To dosyć częsty układ szczątków odnajdywanych na Łączce. Wynikało to z tego, że oprawcy chwytali ofiary za ręce i nogi po czym z wozu konnego lub ciężarówki zrzucali do dołów i zasypywali. Po wielu latach mogliśmy więc odtworzyć te wydarzenia i dowiedzieć się tak wiele na temat działania sprawców.
Przy ciałach wielu ofiar zbrodni znajdowano osobiste przedmioty, takie jak medaliki. Czy przy szczątkach "Łupaszki" zachowały się jakieś rzeczy?
Znaleźliśmy fragment szczoteczki do zębów, ale nie miała żadnych znaków szczególnych, pozwalających na odróżnienie i identyfikację ciała. Można więc powiedzieć, że przy ciele majora nie było żadnych rzeczy osobistych, wskazujących, że należały do niego.
Znając jego losy, jego przywiązanie do wiary katolickiej, jestem przekonany, że miał przy sobie medalik. Musiał jednak gdzieś zaginąć. Być może wypadł, gdy strzelano majorowi w potylicę, lub spadł podczas przenoszenia zwłok. Mógł też zaginąć już na Łączce, kiedy wrzucano ciała do dołu. Mam wewnętrzne przekonanie, że taki medalik miał przy sobie.
W pracach na Łączce wzięli udział historycy, antropolodzy, archeologowie, bez których wyjaśnienie zbrodni nie byłoby możliwe. Jaka była rola zwykłych wolontariuszy pracujących przy ekshumacjach?
Prof. Krzysztof Szwagrzyk: Wolontariusze towarzyszą nam w pracach w każdym miejscu, w którym podejmujemy poszukiwania. Jest ich bardzo wielu. Najczęściej są to ludzie młodzi, ale nie wyłącznie. Na Łączce pracowali wolontariusze mający kilkanaście lat, ale również ponad siedemdziesiąt. Byli wśród nich studenci, urzędnicy, kibice, klerycy, bezrobotni, Polacy z kraju i zagranicy. Był to przekrój naszego społeczeństwa.
Wszyscy chcieli uczestniczyć w tych pracach zupełnie za darmo, wykonując najróżniejsze prace w bardzo trudnych warunkach. Ich wysiłek doprowadził do odnalezienia szczątków ofiar i uporządkowania tego miejsca. Każdy z nich miał w tym swój osobisty udział.
Ci, którzy pracowali z nami w pierwszym etapie prac, wrócili na Łączkę również w drugim i teraz często pytają, kiedy znów podejmiemy pracę, aby odnaleźć kolejnych 90 żołnierzy podziemia antykomunistycznego, których szczątki wciąż znajdują się pod pochówkami z lat osiemdziesiątych.
Czy jesteśmy w stanie oszacować jak wiele nieeksplorowanych miejsc pochówku ofiar komunizmu wciąż znajduje się w Polsce?
Prof. Krzysztof Szwagrzyk: Możemy mówić o kilkuset miejscach pochówku, ale nikt nie wie, ile dokładnie. Jest to ogromna skala problemu z którym państwo i społeczeństwo muszą się zmierzyć.
Dotychczas nikt nie prowadził rejestrów takich miejsc. Dopiero teraz dysponujemy informacjami, że w każdym miejscu, w którym znajdowały się siedziby Urzędu Bezpieczeństwa i wszędzie, gdzie toczyły się walki z podziemiem antykomunistycznym, znajdują się miejsca pochówku, w których powinniśmy prowadzić prace poszukiwawcze.
Wciąż nie znamy miejsca pochówku kilkunastu tysięcy ofiar terroru komunistycznego. To jest spuścizna systemu komunistycznego, z którą dopiero zaczynamy sobie radzić. Na szczęście ten proces poszukiwań szczątków ofiar nabiera coraz większego rozmachu i wierzę, że w kolejnych latach kolejni bohaterowie będą odnajdywani.