Po wykupieniu przez PKN Orlen wydawnictwa Polska Press nie cichną spekulacje na temat tego, jak dalej może wyglądać „polonizacja mediów”. Według pogłosek teraz na celowniku znalazły się kolejne podmioty: tytuły prasowe, portale internetowe i rozgłośnia radiowa. Czy plotki się potwierdzą? Oczekując na rozwój sytuacji, warto przypomnieć sobie, jak rządzący nie tyle „polonizowali”, ile nawracali na właściwy światopogląd gazety w II RP.
Po zamachu
„Staję do walki, jak i poprzednio, z głównym złem państwa: panowaniem rozwydrzonych partii i stronnictw (…), zapominaniem o imponderabiliach, a pamiętaniem tylko o groszu i korzyści” – ogłosił Józef Piłsudski 10 maja 1926 r. na łamach „Kuriera Porannego”.
W tym czasie popularna w Warszawie gazeta, jako jedyne wysokonakładowe czasopismo, otwarcie wspierała piłsudczyków. Dlatego już tylko jej Marszałek udzielał wywiadów. Gdy więc rząd Wincentego Witosa wziął się za karanie „KP”, wszyscy odebrali to jako policzek wymierzony Piłsudskiemu.
Po wywiadzie, w którym Marszałek skrytykował koalicję rządową, utworzoną przez konserwatywno-narodową prawicę oraz PSL Piast, rozpoczęto w stolicy konfiskatę dziennika. Nikt nie miał wątpliwości, iż za administracyjną decyzją stał szef rządu. W wywiadzie Piłsudski oskarżył go o „przekupstwa wewnętrzne i nadużycia rządowej władzy (…)”.
Skonfiskowanie nakładu „Kuriera Porannego” (sporo zdążyli wykupić czytelnicy) podgrzało 11 maja nastroje. Piłsudski musiał zareagować i następnego dnia na czele zbuntowanych oddziałów pomaszerował na stolicę. Początkowo po to, by wymusić dymisję rządu. Jednak demonstracja siły wymknęła się spod kontroli i zamieniła w przewrót wojskowy. Po nim Marszałek wziął pełnię władzy i szybko doszedł do wniosku, iż nie chce jej oddawać.
Gdy piłsudczycy przejęli kontrolę nad parlamentem, administracją i wojskiem, okazało się, iż bardzo potrzebna jest im też usłużna prasa. Od sformułowania zapotrzebowania do rozpoczęcia działań nie upłynęło wiele czasu, bo obóz władzy skupił w swym ręku konieczne dla osiągnięcia sukcesu instrumenty.
„Trwałe stopienie ugrupowania politycznego z władzą państwową i administracją publiczną (w tym także z rosnącym w siłę państwowym sektorem w gospodarce) dało piłsudczykom w ręce potężny instrument reglamentowania prasy, kaptowania już istniejących czy zakładania nowych pism” – zauważa w monografii „Prasa codzienna Warszawy w latach 1918–1939” prof. Andrzej Paczkowski. „Wszystkich tych środków piłsudczycy używali w swym dążeniu do zakneblowania i unicestwienia prasy opozycyjnej, zbudowania zależnego tylko od nich systemu prasowego i zmonopolizowania w ten sposób prasy politycznej lub niosącej polityczne, ideologiczne treści” – dodaje.
Na pierwszy ogień
W tamtych latach głównym źródłem informacji była prasa. Obóz sanacyjny, chcąc wpływać na ludzi, musiał zainteresować się tą częścią rynku. Zwłaszcza że piłsudczycy bezpośrednią kontrolę sprawowali tylko nad marginalnym „Nowym Kurierem Polskim”. Co gorsza, zaraz po przejęciu władzy stał się on obiektem zainteresowania różnych frakcji skupionych w obozie sanacyjnym. W efekcie batalii o gazetę zmieniono zarząd wydającej ją spółki.