Dziennik.pl zapytał o nie w kwietniu ubiegłego roku Tomasza Ilnickiego, autora książki "Czarnobyl i Fukushima. Przyczyny, przebieg i konsekwencje”. Na miejscu był już ponad 20 razy, po raz pierwszy w 2012 r.
W Czarnobylu nie doszło do żadnej katastrofy. Elektrownia znajduje się na obrzeżach wsi Kopaczi, kilkanaście kilometrów od Czarnobyla – zastrzega od razu na wstępie. Swoją nazwę zawdzięcza więc położeniu w tzw. rejonie czarnobylskim oraz temu, że Czarnobyl w chwili budowy był jedynym pobliskim miastem – dodaje.
A inne popularne mity? Tomasz Ilnicki wskazuje ich pięć.
5 MITÓW dotyczących ”katastrofy w Czarnobylu”
1. W elektrowni nie doszło do wybuchu jądrowego.
Jest on fizycznie niemożliwy, co związane jest głównie z niskim wzbogaceniem paliwa jądrowego (w elektrowni jądrowej – zazwyczaj do 5 proc., bomba – powyżej 95 proc. rozszczepialnego uranu lub plutonu). Innymi słowy: wybuch jądrowy możliwy jest wyłącznie w przypadku detonacji bomby jądrowej.
2. Nie było setek tysięcy ofiar.
Bezpośrednio w wyniku katastrofy zginęło około 30 osób. Głównie strażaków, którzy pracowali tuż przy kraterze powstałym podczas wybuchu wodoru (w wyniku nieprawidłowo przeprowadzonego testu bezpieczeństwa układu chłodzenia reaktora). W wyniku awarii, która doprowadziła do przegrzaniu się rdzenia reaktora miały miejsce także pożar i rozprzestrzenienie się substancji promieniotwórczych. Jeżeli dołączylibyśmy do tej liczby zgony likwidatorów, jakie nastąpiły w ciągu kolejnych kilku lat, to otrzymamy kilkadziesiąt ofiar. Dla porównania: w katastrofie Boeinga 747 japońskich linii lotniczych z 1985 r. śmierć poniosło 520 osób, a w katastrofie w fabryce pestycydów w Bhopalu (Indie) w 1984 r. zginęło około 20 tys. osób.
3. Wyprawy do strefy zamkniętej są bezpieczne.
Dawki promieniowania na terenie Strefy Wykluczenia są niższe lub takie same jak w Polsce, w zależności od tego, gdzie się znajdujemy. Oczywiście są miejsca o podwyższonych wartościach, takie jak elektrownia z ruinami reaktora czy przechowalniki na zużyte paliwo jądrowe. Są to jednak pojedyncze punkty na mapie Strefy, której powierzchnia – co ciekawe – jest podobna do powierzchni Luksemburga. A to oznacza, że podejście do kopuły reaktora nr 4 nie niesie ze sobą żadnych zagrożeń. Dość powiedzieć, że tylko w 2019 r. miejsce to odwiedziło 124 tys. turystów.
4. W Strefie nie ma mutantów (np. kurczaków z dwiema głowami).
Jedyną możliwością wystąpienia pewnych chorób lub mutacji były przypadki, w których kobieta w ciąży znajdowała się w okolicach reaktora (czyli silnego opadu radioaktywnego). Dotyczy to również zwierząt – wówczas promieniowanie mogłoby zagrozić płodowi
A przecież w każdym kraju co roku rodzą się dzieci z deformacjami, czasem bardzo poważnymi. Tymczasem media każde chore dziecko opisywały w prasie jako ofiarę wybuchu reaktora; to wcale nie musi być prawdą. Poza tym zwierzęta w Strefie od dekad rozmnażają się na potęgę i teren ten stał się ich królestwem.
5. W wyniku przetopienia się rdzenia reaktora do basenu rozbryzgowego nie doszłoby do wybuchu.
Jedynym zagrożeniem było gwałtowne odparowanie znajdującej się w nim wody i uwolnienie tym samym do atmosfery izotopów radioaktywnych. Mówił o tym zresztą w swoich taśmach sam Walerij Legasow. Podobnie sprawa miała się z kwestią rzekomego wybuchu w wypadku kontaktu korium z wodami gruntowymi. Tu również jedynym zagrożeniem było uwolnienie do wód gruntowych radioizotopów.
5 MAŁO ZNANYCH FAKTÓW o "katastrofie w Czarnobylu"
1. Wypadki
Odtajnione akta KGB ujawniły prawdziwą skalę wypadków podczas budowy elektrowni. I tak np. tylko w trzech kwartałach 1978 r. doszło do 170 z nich. Względy bezpieczeństwa pozostawiały wiele do życzenia: budowa nie była zabezpieczona, szyby nieoświetlone. "Dla ZSRR liczyło się wyłącznie dobro państwa i budowanie jego potęgi wszelkim kosztem. Jednostka ludzka nie miała większego znaczenia, była tylko wymiennym trybikiem, toteż nie skupiano się zanadto na bezpieczeństwie ludzi” – pisze w książce Tomasz Ilnicki.
2. Dokumenty
Wypadki to jedno, a rozbieżności w papierach to dwa. Podczas prac górnicy, którzy kopali tunel pod reaktor i tworzyli tzw. poduszkę betonową – jako dodatkową warstwę izolacyjną – odkryli, że nic nie zgadzało się z planami. Natrafiali na nieobecne na schematach przeszkody. Z kolei w samej elektrowni nagle korytarze kończyły się drzwiami, albo odwrotnie – ślepe zaułki w rzeczywistości miały drzwi prowadzące do dalszych części elektrowni (ta sama w sobie przypomina labirynt). Powód? W trakcie budowy nie nanoszono istotnych zmian. Było to spowodowane brakiem organizacji i nieprzestrzeganiem regulaminu pracy, co było z kolei charakterystyczne dla całego ZSRR. Nie inaczej sprawa się miała z reaktorem RBMK.
3. Ołów
Początkowo spekulowano, że likwidatorzy – grupa ok. 600 tys. osób, m.in. żołnierzy zawodowych, utworzona do pracy przy usuwaniu skutków katastrofy – zatruwali się ołowiem, który zrzucano do reaktora. To plotka. Jedna z wielu zresztą, co potwierdzają też nagrania Legasowa. Dowodzi on na nich, że ołów, który wówczas wykrywano to z ołów z… aut, do których w tamtych czasach wlewano benzynę ołowiową.
4. Joker
Czyli robot, którego zadaniem było oczyszczenie z radioaktywnego grafitu dach bloku nr 3. Rosjanie zamówili go w RFN, wcześniej jednak rzekomo podali niemieckim konstruktorom zaniżone wytyczne dotyczące promieniowania. Joker – po przewiezieniu na miejsce – szybko się zepsuł. Później udowodniono, że stało się tak nie z powodu zaniżonych wartości, a błędu konstrukcyjnego. Obwody elektroniczne umieszczono pod spodem, gdzie były narażone na bezpośrednie silnie promieniowanie z fragmentów grafitu, nad którymi Joker przejeżdżał.
5. Likwidator
Dokładnie status likwidatora, który umożliwia, głównie na Ukrainie, ale też w Rosji i na Białorusi – dostęp do różnych świadczeń, w tym np. bezpłatnej opieki medycznej i badań. Raz do roku gwarantuje wyjazd do sanatorium, na koszt państwa. Do tego dochodzą różne zniżki, przywileje i specjalna renta. To na tyle łakomy kąsek, że krótko po katastrofie nawet urzędnicy – a mieli przecież świecić przykładem – wyjeżdżali na Strefy Wykluczenia na 2-3 godziny, rzekomo w celach służbowych. Po powrocie, od razu trafiali na listę poszkodowanych przez "Czarnobyl". Koniec końców, lista likwidatorów jest teraz mocno zawyżona – swoje zrobiły też ogromny chaos, manipulacje i łapówki,. W efekcie na liście figuruje łącznie ok. 2 mln osób. Także dzieci.