Likwidacja niezależnych mediów nad Balatonem nie przeszła w Brukseli bez echa, ale Unia Europejska nie zdecydowała się na żaden poważniejszy ruch wobec Viktora Orbána i jego Fideszu. – Przyczyna jest prosta. Komisja Europejska w obszarze mediów nie ma większych uprawnień. O ile narzędzia dotyczące praworządności są od pięciu lat testowane i rozwijane, o tyle w kwestiach prasy jesteśmy w punkcie zero – podkreśla nasze źródło w Brukseli.
Jak jednak słyszymy, komisarz sprawiedliwości i wiceszefowa KE Věra Jourová rozmawiała z Margrethe Vestager, wiceprzewodniczącą odpowiedzialną za konkurencję, by kwestia pluralizmu mediów została włączona do trwającego obecnie przeglądu europejskiego prawa antymonopolowego.
Spółki medialne jak wszystkie przedsiębiorstwa już dzisiaj podlegają europejskiemu reżimowi. Problem polega na tym, że Komisja Europejska – podobnie jak polski UOKiK i większość organów antymonopolowych w krajach UE – nie ma uprawnień do badania koncentracji mediów pod kątem pluralizmu. W postępowaniach kieruje się cenami. – To dwie różne kwestie. Tak długo jak dana fuzja nie wpływa na wzrost cen po stronie użytkowników i reklamodawców, KE nie ma instrumentów, by temu przeciwdziałać – mówi specjalista od europejskiego prawa konkurencyjności Piotr Semeniuk.
Kiedy w 2018 r. amerykański Scripps szykował się do odsprzedania grupy TVN jej obecnemu właścicielowi Discovery, KE miała zastrzeżenia, ale dotyczyły one właśnie cen. Skupienie w rękach jednego koncernu łącznie 21 kanałów groziło w ocenie Brukseli podniesieniem opłat licencyjnych – ze stratą dla konkurencji i polskich użytkowników. Dlatego KE zgodziła się na przejęcie jedynie pod warunkiem, że Discovery będzie sprzedawał dystrybutorom licencje na kanały informacyjne TVN "za rozsądną cenę”.
Reklama
Potencjalne pole do reformy prawa konkurencyjności pod kątem mediów ma teraz wybadać Margrethe Vestager i podlegająca jej Dyrekcja Generalna DG Comp. Piotr Semeniuk uważa jednak, że szanse na zmianę są niewielkie. – Do badania pluralizmu mediów bardziej nadają się procedury dotyczące praworządności – uważa.
Jednak wolność prasy dopiero jest do nich włączana. Uwzględniono ją w powstającym właśnie dorocznym raporcie na temat praworządności. KE co roku planuje dokonywać przeglądu stanu państwa prawa we wszystkich krajach członkowskich i publikować na ten temat dokument. Źródło w KE twierdzi, że zrąb pierwszego raportu jest już gotowy, a całość ma szansę ujrzeć światło dzienne na przełomie września i października. Obok niezawisłości wymiaru sprawiedliwości, systemu walki z korupcją i stanowienia prawa Bruksela przyjrzała się również pluralizmowi i wolności mediów w 27 państwach europejskich. Nowy mechanizm monitoringu pozostaje jednak na razie bezzębny. Wbrew przypuszczeniom nie będzie on powiązany z mechanizmem warunkującym wypłaty z europejskiego budżetu praworządnością, bo jego celem jest wychwytywanie problemów u źródeł i alarmowanie, zanim przerodzą się one w poważne ryzyko naruszenia praworządności.
Niewykluczone jednak, że media zostaną włączone do mechanizmu "pieniądze za praworządność”. To oznaczałoby, że majstrowanie przy mediach mogłoby skończyć się zablokowaniem dostępu do eurofunduszy. A to z kolei postawiłoby lansowaną przez niektórych polityków obozu rządzącego w Polsce repolonizację pod znakiem zapytania. Jednak po europejskim szczycie sprzed dwóch tygodni przyszłość mechanizmu jest niepewna. Wynegocjowane porozumienie nie daje jasnej odpowiedzi, czy Polska i Węgry będą miały możliwość zawetowania go, czy będzie on głosowany większością kwalifikowaną przez kraje członkowskie. Nad nową propozycją pracuje Komisja Europejska, gotowe rozwiązanie będzie mieć nie wcześniej niż we wrześniu.
Cytowaną przez portal Politico Věrę Jourovą niepokoi powstały pod parasolem węgierskich władz konglomerat mediowy KESMA, który skupia 400 tytułów węgierskich. Czeska komisarz zapowiedziała, że Bruksela przyjrzy się sprawie, nieoficjalnie jednak słyszymy, że Węgrzy załatwili to w białych rękawiczkach, ponieważ żadne z przejęć nie przekracza progu 2,5 mld euro. A zgodnie z europejskim prawem tylko w przypadku transakcji powyżej tej sumy wkracza Komisja Europejska. Mniejszymi przejęciami zajmują się narodowe organy antymonopolowe, tymczasem ten węgierski ma mocno ograniczone kompetencje.
Inną kwestią jest niedozwolona pomoc publiczna państwa. Węgry były już skarżone w sprawie wspierania publicznymi środkami sprzyjających im mediów kosztem tych niezależnych. W 2016 r. były europoseł Benedek Jávor, węgierskie Klubrádió i organizacja pozarządowa Mérték Media Monitor zawiadomiły KE o możliwym złamaniu europejskich przepisów. Skarżący narzekali, że finansowanie reklam w związanych z rządem i partią Fidesz mediach stanowiło zakazane prawem UE subsydia, które postawiły niezależną od władzy węgierską prasę w trudnym położeniu rynkowym. Trzy podmioty ponownie wniosły swoją skargę w 2019 r. po protestach w Budapeszcie. Pytana o to 27 lipca br. Komisja Europejska odpowiedziała, że rozpatrywanie obu skarg nie zostało zakończone.
DGP zapytał z kolei KE o wsparcie dla TVP w wysokości 1,2 mld zł w 2019 r. i 2 mld w 2020 r. W odpowiedzi usłyszeliśmy, że komisyjni urzędnicy są świadomi tego wsparcia, ale nie jest to sprawa dla Brukseli. Pieniądze te są przyznane w formie rekompensaty za straty związane z abonamentem radiowo-telewizyjnym.
KE zajmuje się także niechętnie sprawami dotowania prasy, bo to grząski grunt także jeśli chodzi o traktaty. Jak wskazuje Piotr Semeniuk, Traktat o funkcjonowaniu UE w art. 106 wprowadza termin „usług świadczonych w ogólnym interesie gospodarczym”, pod który można podciągnąć media. A usługi te – jak mówi traktat – podlegają unijnym normom „w granicach, w jakich ich stosowanie nie stanowi prawnej lub faktycznej przeszkody w wykonywaniu poszczególnych zadań im powierzonych”.
W swoich postępowaniach Komisja Europejska kieruje się cenami