"Nie wiedziałem, czego się spodziewać - myślałem o jakimś księżycowym krajobrazie. Ale w wodzie było pełno koralowców" - tak swe nurkowanie na atolu Bikini opisuje telewizji FoxNews Zoe Richards z uniwersytetu Jamesa Cooka. Bo w miejscu wybuchu bomby, tzw. Kraterze Brawo, życie zaczęło wracać do normy.

Reklama

Przed atolem jednak długa droga do pełnego zdrowia. Według naukowców, wciąż brakuje 42 gatunków zwierząt, które żyły na Bikini przed testami broni wodorowej. Do tego wciąż utrzymuje się skażenie gleby i przez to skażone promieniowaniem są rośliny. Dlatego, jak twierdzi Fox News, ludzie szybko na atol nie wrócą.

Atol Bikini na wyspach Marshalla stał się amerykańskim poligonem atomowym w latach 1946-58. Zdetonowano na nim najpotężniejszą bombę tamtego okresu - 15-megatonową bombę Castle Bravo, która miała moc wybuchu 1000 razy większą, niż zrzucona na Hiroszimę.

Krater powstały po jej eksplozji ma dwa kilometry długości i 73 metry głębokości.