Jeremy DeSilva z college'u Worcester (Massachusetts, USA) przebadał kości praludzi z okresu 1,5 - 4 mln lat i porównał je z układem kostnym szympansa, najbliższego krewnego człowieka.
Jak się okazało, nasi dalecy przodkowie w zasadzie nie różnili się budową od ludzi współczesnych: mieli podobną do naszej, niewielką zdolność wyginania kręgosłupa, podobnie też zbudowane były ich stopy, przystosowane do chodzenia po ziemi, nie zaś do wspinania się po drzewach. Przykładem jest ludzka kostka zdolna znosić duży nacisk pionowy, lecz niepozwalająca na silne wyginanie stopy. Tymczasem kościec szympansa jest stworzony do takich wspinaczek: małpa może silnie wyginać grzbiet, co więcej, kościec jej stóp umożliwia jej swobodny ruch palców, niezbędny do chwytania pni oraz konarów.
Oznacza to, że przodkowie człowieka sprzed kilku milionów lat niezbyt często wspinali się na drzewa, a być może w ogóle tego nie robili. Oznacza to definitywne pożegnanie się z popularną wizją praczłowieka na rozwiniętym etapie ewolucji, który zręcznie skacze z gałęzi na gałąź.
„Powinniśmy wyjaśnić, w jaki sposób praludzie potrafili przeżyć bez tej umiejętności na afrykańskiej sawannie” - dziwi się DeSilva. Dla naczelnych małp wchodzenie na drzewa jest nie tylko sposobem zdobywania pożywienia, ale także umożliwia im ochronę przed drapieżnikami. Uczony z Worcester sugeruje, że proporcjonalnie długie kończyny dolne praludzi upodabniały ich do biegających po ziemi drapieżników. Zejście z drzewa, które dokonało się wcześniej niż 4 miliony lat temu, oznaczało nie tylko możliwość dalekich wędrówek, ale też konieczność zmierzenia się z krwiożerczymi napastnikami, a zatem zwiększony poziom agresji.