Pierwsi Polacy, którzy mają je w sobie, są leczeni we Wrocławiu. "To urządzenie z absolutnie najwyższej półki. Nie tylko przerywa groźne skurcze, np. przy migotaniu przedsionków, i przywraca prawidłową pracę komór serca, ale też bada, czy w płucach gromadzi się woda. Jeżeli się gromadzi, oznacza to, że konieczna jest wizyta w szpitalu" - tłumaczy dr Dariusz Jagielski, kardiolog, który wszczepia stymulatory.

Każdego dnia, dokładnie o 17.10, urządzenie raportuje, czy serce chorego pracuje tak jak trzeba. "Badanie jest robione co 20 minut, przez kilka godzin na dobę. To wystarcza" - dodaje dr Jagielski. Jeżeli coś jest nie tak - piszczy. Konstruktorzy przewidzieli, że pacjenci mogą mieć problemy ze słuchem. "Takie osoby dostają dodatkowe aparaty, które przykładają do tych wszczepionych. Jeżeli zaświecą się na zielono, wszystko jest w porządku. Żółte światełko informuje, że trzeba zgłosić się do lekarza. Ale nie natychmiast. Stymulatory wyprzedzają pogorszenie stanu zdrowia nawet o dwa tygodnie" - wyjaśnia Dariusz Jagielski.

Do tej pory wrocławski ośrodek wszczepił te supernowoczesne urządzenia 10 osobom. "Co mam mówić? Dzięki niemu wiem, czy coś mi grozi" - mówi z uśmiechem Józef Pluta, któremu jako pierwszemu w Polsce wszczepiono aparat. "Jak coś jest nie tak, przez pół minuty wydaje z siebie dźwięk podobny do sygnału karetki pogotowia" - tłumaczy.



Reklama