Siedemnastoletni Jason Bunch z Castle Rock w Kolorado kosił trawę na podwórku. By umilić sobie nudne zajęcie, włączył iPoda. Z słuchawek popłynęły dźwięki Metalliki. Kiedy uderzył go piorun, prąd pobiegł metalowym kablem. W rezultacie Amerykanin został zraniony nie tylko w biodro, na którym miał iPoda, ale również w głowę. I na zawsze stracił słuch.



Reklama

Według uczonych noszenie przenośnych odtwarzaczy w czasie burzy nie powoduje, że jesteśmy bardziej narażeni na uderzenia piorunów niż normalnie. Jednak prowadzi do tego, że obrażenia, jakie odnosimy, są groźniejsze. W przypadku zwykłego uderzenia prąd rozchodzi się po całym ciele, czasem nie naruszając nawet skóry. Jednak pot i metalowe obiekty w kontakcie ze skórą powodują, że prąd zyskuje przekaźnik. Jeśli pech chciał, że gdy wali w nas piorun, mamy przy sobie odtwarzacz, prąd biegnie po przewodzie od słuchawek prosto do głowy.

Tak właśnie został zraniony 37-letni Kanadyjczyk, którego piorun uderzył podczas joggingu. Kiedy mężczyzna został przewieziony do Vancouver General Hospital, lekarze zauważyli, że poza zwykłymi obrażeniami, odniósł jeszcze dodatkowe poważne i nietypowe rany. Prąd przebiegł po kablu od słuchawek i zranił jego głowę. Według doktorów na skutek uderzenia pioruna szczęka mężczyzny została w czterech miejscach złamana. Co gorsza, prąd zniszczył bębenki Kanadyjczyka i spowodował przesunięcie niewielkich kosteczek wewnątrz jego uszu. W efekcie pechowy jogger mimo dwuletniego leczenia ma 50-proc. ubytek słuchu. Według lekarzy do końca życia będzie musiał nosić aparat słuchowy.

"Oczywiście nie tylko słuchawki od iPoda zwiększają obrażenia" - podkreśla Eric Heffernan, jeden z autorów badań opublikowanych na łamach magazynu "New England of Medicine". "Dotyczy to każdych słuchawek podpiętych do jakiegokolwiek odtwarzacza muzyki" - dodaje.

Według ocen badaczy szanse na to, że uderzy nas piorun, są jak 1 do 5 tys. Około 10 proc. trafionych piorunem w wyniku uderzenia umiera.