"Komisja ciągle wieszczy katastrofę klimatyczną, której rzekomą przyczyną ma być dwutlenek węgla emitowany do atmosfery. A jak wiemy, to jedynie hipoteza oparta na bardzo słabych przesłankach. Ja postanowiłem zapytać Komisję o coś, co już wystąpiło w 1859 r., czyli efekt zauważony przez brytyjskiego astronoma Richarda Carringtona. Burze magnetyczne spowodowane wówczas aktywnością Słońca uszkadzały telegrafy, powodowały liczne pożary" - mówi "Super Expressowi" polski eurodeputowany.

Reklama

Syn byłego pierwszego sekretarza PZPR przyznaje, że jeśli przewidywania naukowców z NASA się potwierdzą, to czekają nas dantejskie sceny.

"Wystarczy przypomnieć sobie black-out na Pomorzu Zachodnim zimą 2008 r. spowodowany odcięciem prądu. Albo podobne wydarzenia w USA i we Włoszech. To był istny koniec świata. W dużych miastach działy się sceny, jakby z pogranicza horroru i science fiction..." - przypomina Adam Gierek.

Profesor zainteresował się problemem dzięki innemu polskiemu profesorowi - wybitnemu radiologowi Zbigniewowi Jaworowskiemu. "Super Express" zapytał go, czym efekt Carringtona może się skończyć dla Ziemi. Przewidywania nie nastrajają optymistycznie.

"Staną pociągi, tramwaje, metro. Przestaną działać windy, stacje benzynowe, telefony, radio i telewizja. Pospadają samoloty... W końcu zabraknie wody, przestanie działać służba zdrowia, handel, banki i systemy komputerowe" - prognozuje profesor Jaworowski. Dodaje, że zgodnie z analizą Amerykańskiej Akademii Nauk, tylko w USA mogłoby zginąć kilka milionów ludzi.

Komisja Europejska odpowiedziała na interpelację Adama Gierka. Na zabezpieczenie infrastruktury przed burzami magnetycznymi na Słońcu wydano już 22 miliony euro. Komisja zapewnia, że współpracuje w tej kwestii z USA, Rosją i Ukrainą.

>>> Czytaj więcej o efekcie Carringtona