Białaczka to nowotwór krwi. Polega ona na tym, że szpik chorego produkuje za mało lub za dużo albo niewłaściwie działające komórki odpornościowe, czyli leukocyty. Dlatego leczy się ją przede wszystkim przy pomocy przeszczepów szpiku. W ten sposób zastępuje się wadliwie działający układ odpornościowy zdrowym, dobrze funkcjonującym. Aby jednak wszczepić nowy szpik, trzeba wcześniej za pomocą chemioterapii lub naświetlania całkowicie zniszczyć stary, co w dramatyczny sposób osłabia organizm chorego.

Reklama

Zespół uczonych ze Stanfordu szuka nowych sposobów leczenia białaczki bez konieczności zastosowania chemioterapii. Dlatego przeszczepił myszom z uszkodzonym układem odporności nie cały szpik, lecz same komórki macierzyste krwi. Można je wyizolować z krwi lub szpiku kostnego. Są zdolne odtwarzać wszystkie komórki krwi - czerwone i białe krwinki odpowiedzialne m.in. za funkcje obronne organizmu. Uczeni liczyli, że dzięki nim odbudowywuje się układ krwiotwórczy i odpornościowy zwierzęcia. Okazało się jednak, że bardzo niewiele nowych komórek przyjęło się w organizmie, do którego je wszczepiono.

Współautorka artykułu Agnieszka Czechowicz i jej koledzy wykazali potem, że nowym komórkom w zadomowieniu przeszkadzają stare komórki tego typu, które nadal znajdowały się w organizmie myszy. Czyli idealnym rozwiązaniem było wyeliminowanie z gry starych komórek krwiotwórczych, by zwolnić w ich niszach miejsce na nowe.

Jednak zamiast zastosować chemioterapię, która zniszczyłaby cały szpik, uczonym udało się znaleźć czynnik, (tzw. przeciwciało ACK2), który oddziałuje wyłącznie na komórki krwiotwórcze, a jest obojętne dla wszystkich innych komórek układu odpornościowego. Podanie tej substancji myszom na kilka dni przed planowanym przeszczepem komórek macierzystych krwi, pozwoliło usunąć 98 proc. dotychczas istniejących komórek krwiotwórczych. Zrobiło się więc miejsce na nowe komórki. U tak przygotowanych myszy przyjmowało się ok. 90 proc. przeszczepionych komórek macierzystych, podczas gdy u innych gryzoni ten odsetek wynosił zaledwie ok. 3 proc.

Wyniki badań amerykańskich naukowców z Uniwersytetu Stanforda są więc bardzo obiecujące. O ich potencjale świadczy choćby fakt, że artykuł na ich temat opublikował prestiżowy tygodnik naukowy "Science". Jednak, jak przyznaje sama Czechowicz, od eksperymentów na myszach do leczenia ludzi droga daleka.

Ale jest o co walczyć, bo to odkrycie może w przyszłości umożliwić wykorzystanie przeszczepów krwiotwórczych komórek macierzystych w leczeniu wielu chorób. Nie tylko białaczek, lecz także schorzeń autoimmunologicznych, w których układ odporności atakuje komórki własnego organizmu, np stwardnienia rozsianego czy cukrzycy typu I. Obecne metody przeszczepu macierzystych komórek krwiotwórczych niosą ze sobą zbyt wiele niebezpieczeństw, by stosować je u osób cierpiących na te choroby.

Być może badania Czechowicz i jej zespołu pozwolą także rozwiązać problem odrzucania przeszczepionych organów, na przykład serca czy nerki. Dziś chory po transplantacji praktycznie przez całe życie musi brać leki immunosupresyjne, czyli osłabiające działanie jego układu odpornościowego, by ten nie odrzucił wszczepionego narządu. Gdyby wraz z transplantowanym organem choremu wszczepiano równocześnie nowy układ odporności, tolerancyjny wobec nowego serca czy nerki, znikłaby konieczność przyjmowania leków immunosupresyjnych.

Chociaż przed naukowcami jest jeszcze wiele pracy, zanim ich badania będzie można przekuć na nowe terapie, już teraz można z optymizmem patrzeć w przyszłość. W końcu Agnieszka Czechowicz, współautorka artykułu z "Science", nie zyskała jeszcze amerykańskiego odpowiednika stopnia magistra, ma więc bardzo dużo czasu na kolejne równie obiecujące badania.