KATARZYNA TEKIEŃ: W zeszłym tygodniu na konferencji Royal United Service Institute ostrzegał pan, że roboty bojowe niedługo staną się podstawową bronią terrorystów, z powodzeniem zastępując zamachowców-samobójców. Pana zdaniem w dobie internetu stworzenie maszyny zabójcy jest proste, tanie i mało czasochłonne. Czy to nie przesada?

Reklama

NOEL SHARKEY*: Każdy bez wysiłku może skonstruować robota. Przekonałem się o tym podczas nagrywania "Robot Wars", w którym walczyły między sobą automaty zbudowane właśnie przez amatorów. Wiem, że gotowe moduły są szeroko dostępne na rynku i, co gorsza, tanieją z dnia na dzień. Obecnie koszt produkcji małego, zdalnie sterowanego urządzenia wyposażonego w GPS nie powinien przekroczyć 250 funtów (ok. 1200 zł * przyp. red.). Zwerbowanie i wyszkolenie zamachowca-samobójcy to pewnie znacznie większy wydatek.

Z punktu widzenia terrorystów zamachowiec-samobójca wydaje się jednak bardziej skuteczny niż robot. Człowiek może wejść do zatłoczonego autobusu, nie wzbudzając podejrzeń. Maszyna od razu wywoła zainteresowanie pasażerów.

To prawda. Należy jednak pamiętać, że robot może przyjąć dowolną postać, np. samochodu. Stojące na parkingu auto nikogo nie zainteresuje, a można je tak zaprogramować, by w danym momencie wybuchło, czy zaczęło strzelać do wszystkiego wokół. Terroryści mogą też wejść w posiadanie małych, zdalnie sterowanych samolocików atakujących ludzi z powietrza. Ze względu na niewielki rozmiar nie wykryje ich żaden radar.

Reklama

Czy takie właśnie samoloty będą latały na polach bitew za 100 lat?

Prawdopodobnie tak. W niedalekiej przyszłości podczas wojny człowiek będzie polegał na maszynach w znacznie większym stopniu niż obecnie. Oprócz samolotów, czołgów czy wyrzutni rakiet na polu bitwy pojawią się też roboty zdolne do zabijania. Już dziś armie wielu państw świata dysponują maszynami zabójcami i przeznaczają ogromne środki na ich udoskonalanie.

Co w tym złego? Jeśli to roboty będą walczyć na wojnie, żaden człowiek nie straci niepotrzebnie życia.

Reklama

Chciałbym, żeby tak było. Jest to jednak mylne przekonanie rodem z filmów science fiction, gdzie armie robotów walczą ze sobą bez udziału człowieka. W rzeczywistości ludzie będą współpracować z maszynami, by skuteczniej zabijać innych ludzi.

Powstała już maszyna, która sama potrafi podjąć decyzję o zabiciu człowieka?

Południowa Korea i Izrael wykorzystują śmiercionośne roboty do strzeżenia swoich granic. Potrafią one zidentyfikować i zestrzelić cel w dzień i w nocy z odległości nawet kilku kilometrów. Obecnie o użyciu siły rozstrzyga człowiek, ale roboty można przełączyć na moduł automatyczny. Wówczas same decydują, czy i kogo zabić. Jednak najbardziej zaawansowanym technologicznie sprzętem dysponują Stany Zjednoczone.

I pewnie wykorzystują go w Iraku.

Tak. W samym Iraku rozmieszczonych jest dziś ponad 4 tys. robotów. Przykładem może być amerykański samolot bezzałogowy Predator. Dziś jest on dostępny w wersji bojowej wyposażonej w pociski AGM114 Hellfire. W 2002 r. Predator zestrzelił samochód, w którym znajdowało się kilku terrorystów z Al-Kaidy. Jednak jest to broń tylko w połowie autonomiczna, bo decyzję o zestrzeleniu pojazdu podjął człowiek znajdujący się w odległości kilku tysięcy kilometrów od celu. Amerykańscy naukowcy intensywnie pracują nad zbudowaniem broni w pełni autonomicznej, która potrafi samodzielnie zestrzelić wroga z lądu, powietrza i wody. I wydają na ten cel ogromne sumy. Wystarczy wspomnieć, że w latach 2007 - 2010 r. Kongres ma przeznaczyć ogółem aż 4 miliardy USD na rozwój śmiercionośnych robotów, a do końca 2015 r. jedna trzecia amerykańskich pojazdów bojowych ma być bezzałogowa.

Zdarzyło się już, że robot wojenny zabił przez przypadek niewinnego człowieka?

Niestety, tak. To było w Republice Południowej Afryki. Tamtejsza armia dysponuje nowoczesną bronią przeciwlotniczą Oerlikon GDF005, która samodzielnie naprowadza się na cel na podstawie danych z radaru. Rola człowieka ogranicza się do naciśnięcia spustu. Niestety, w październiku ubiegłego roku maszyna zaczęła nieoczekiwanie sama strzelać. Zginęło wówczas dziewięciu żołnierzy, a czternastu zostało poważnie rannych.

Czy badania nad sztuczną inteligencją stanowią dodatkowe zagrożenie? Istnieje niebezpieczeństwo, że w przyszłości ludzkość będzie świadkiem scen rodem ze słynnego filmu Jamesa Camerona "Terminator"?

Na pewno nie na przestrzeni najbliższych kilkuset lat. Wojskowi, co prawda, często posługują się terminem "sztuczna inteligencja" w odniesieniu do robotów wojennych, ale jest to niezrozumienie pojęć. Maszyny faktycznie mogą same podjąć decyzję o wystrzeleniu rakiety, ale jest to wynik ich zaprogramowania, a nie samodzielnego myślenia. Nie potrafimy stworzyć inteligentnej maszyny, przynajmniej na razie.

A czy zastosowanie robotów na polu bitwy ma jakieś dobre strony?

Oczywiście. Maszyny mogą być przecież użyte do wydobywania i przenoszenia w bezpieczne miejsce bomb podłożonych przez terrorystów. Są również wykorzystywane do przeprowadzania rekonesansu na niebezpiecznym lub nieznanym terenie czy zbierania rannych z pola walki lub spod gruzów zawalonego budynku. W takich przypadkach roboty mogą nawet uratować człowiekowi życie.

Roboty coraz częściej wkraczają również w nasze codzienne życie. Pomagają nam sprzątać, zmywać, opiekować się chorymi. To chyba nic złego?

Nie, jednak musimy pamiętać, że i w domu roboty nie rozwiążą za nas wszystkich problemów. W Japonii na przykład w ramach eksperymentu do tamtejszych domów starców trafiły roboty do towarzystwa i opieki nad seniorami. Potrafią one mówić, śpiewać, odróżniać zapachy, nosić duże ciężary, a nawet kąpać starszych ludzi. Niby wszystko pięknie, jednak przy okazji zbadano, jaki wpływ na samopoczucie seniorów ma przebywanie pod opieką maszyn. Z początku wydawało się, że nastrój staruszków polepsza się. Po pewnym czasie powtórzono jednak badania i wtedy okazało się, że starszym ludziom samopoczucie poprawiał nie robot, ale towarzystwo osoby nadzorującej go. Jest to bardzo wymowny i smutny wniosek.

*Prof. Noel Sharkey zajmuje się robotyką i sztuczną inteligencją na wydziale informatyki Uniwersytetu Scheffield w Wielkiej Brytanii. Był jurorem w programie "Robot Wars" oraz ekspertem BBC pracującym przy serii "Techno Games"