GRZEGORZ OSIECKI: Plan konsolidacji i rozwoju to prawdziwa reforma finansów publicznych?
STANISŁAW GOMUŁKA*: Reforma raczej nie wchodzi w grę w najbliższym czasie. Nie wiem, co zaproponuje w takiej sytuacji rząd. Dwoje ministrów zaproponowało kontrreformę.
Co to znaczy?
Częściową likwidację drugiego filara emerytalnego.
Ale to ma uratować sytuację fiskalną...
No właśnie. Ale to nie o taką reformę chodzi.
Nie ma szans na długofalowe zmiany?
Szansa na poważne zmiany pojawia się dopiero w sytuacji kryzysu, gdy politycy muszą coś zrobić. A do takiego kryzysu doszłoby z chwilą przekroczenia np. progu 55 proc. długu w relacji do PKB.
A na ile realna jest groźba przekroczenia progu 55 proc.?
Możemy przekroczyć go już za rok.
Czyli pan jest pesymistą, jeśli chodzi o reformę finansów publicznych?
Tak, zdecydowanym. Ale tylko do wyborów. Potem będę umiarkowanym optymistą.
To po co stworzono plan konsolidacji i rozwoju?
Tusk i Rostowski przygotowali wiele dokumentów. Na przykład mapa drogowa wejścia do strefy euro czy budżet na początku tego roku. Od razu były mało realne. I miały niewielki związek z tym, co naprawdę chcą zrobić.
A co chcą zrobić?
Nic.
Nic?! Przecież groźba przekroczenia 55 proc. relacji długu do PKB istnieje.
Jak wyniki wyborów będą dobre, być może coś zrobią. Na razie będą robić wszystko, by nie przekroczyć tej granicy, łącznie ze sztuczkami, jak propozycja zmniejszenia składki do OFE lub przesunięcie wydatków do Funduszu Drogowego.