Jeżeli chodzi o lekarzy, pewna poprawa nastąpiła. Zgoła inaczej wygląda sytuacja, jeśli chodzi o wszystkich pozostałych: pacjentów, pielęgniarki i resztę personelu medycznego. Bo czy pacjenci stoją dziś w mniejszych kolejkach? Szczerze w to wątpię.
Podczas białego szczytu zarówno premier, jak i minister obiecali kilka ważnych rzeczy. Przede wszystkim miliard dodatkowo z budżetu państwa w 2009 r. na służbę zdrowia i jednoprocentową zwyżkę składki w 2010 r. Dziś wiemy, że to były puste obietnice.
Fikcją okazały się też rządowe półki pełne projektów ustaw. Do Sejmu kierowano słabo przygotowane projekty poselskie. Jak na przykład ten o przekształcenie szpitali w spółki. Nikt o zdrowych zmysłach nie wychodzi z takimi pomysłami, nie mając wszystkich spraw dopiętych na ostatni guzik. Gdyby zrezygnowano w ustawie z przepisu o obligatoryjności przekształceń szpitalnych, gdyby udziały podmiotów publicznych w tej ustawie zostały solidnie zabezpieczone, to cała dyskusja mogłaby inaczej wyglądać. A tak dziś łatwo jest swoją nieporadność i brak przygotowania usprawiedliwiać wetem prezydenta.
Co się udało pani minister? Pomniejszyć przychody NFZ poprzez likwidację ustawy o ubezpieczeniach komunikacyjnych zwaną podatkiem Religi. Chodziło o 800 mln zł rocznie. Innym wątpliwym sukcesem jest tzw. ustawa koszykowa. Dziś okazuje się, że ministerstwo w trybie ekspresowym, szybciej niż ustawę hazardową, musi poprawiać koszyk świadczeń, tak by nie znikły z niego przepisy korzystne dla pacjentów.
Co zaś się tyczy planu B, albo raczej planu „Ratujemy polskie szpitale”, to z moich informacji wynika, że do udziału w nim zgłosiło się około 3 -5 szpitali. Na jakieś 700 istniejących. Dlaczego tak się stało? Bo obietnice wsparcia dla placówek, które będą chciały się zrestrukturyzować, były mocno enigmatyczne. Wątpliwe były profity finansowe. Już wiadomo, że w 2010 r. nie ma funduszów na ten cel. Z wyjątkiem tego, co zostało z uchwały rządu premiera Kaczyńskiego, która miała wspierać szpitale. Z przewidzianych wówczas 700 mln zł ostało się jakieś 300 mln i one najpewniej zostaną przekierowane na program „Ratujemy polskie szpitale”.
Najgorsze jednak jest to, że Ewa Kopacz nie przedstawiła żadnego spójnego planu, który w najbliższych latach polska służba zdrowia powinna realizować. W tej sytuacji najrozsądniejsze, co pani minister powinna zrobić, to podać się do dymisji. Bo szczerze wątpię, by w ciągu dwóch lat, które jej pozostały, a które jednocześnie są latami wyborczymi, stać ją było na coś śmiałego.